ad

- Pan Skowroński jest na zwolnieniu lekarskim od poniedziałku do piątku. Ma się stawić u mnie w poniedziałek, 12 marca - informował prezydent Zbigniew Dychto na konferencji prasowej. - Pan Skowroński dostał pensję 7.500 zł. Co dalej w tej sprawie, będę informował.

Jak do tego doszło, że świeżo zatrudniony dyrektor już choruje?

Drugi konkurs na dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej wygrał Zbigniew Skowroński z Konstantynowa. To wiadomość z poniedziałku sprzed tygodnia. Już dwa dni później prezydent zmienił zdanie. Co się stało?

- W poniedziałek o godz. 15.00 spotkałem się z panem Skowrońskim i panią Bryndziak. Ustaliliśmy, że on będzie dyrektorem, a ona zastępcą – mówi Zbigniew Dychto. - Pan Skowroński w ciągu dwóch następnych dni miał się ze mną skontaktować i przedstawić sposób współpracy z panią Bryndziak. Nie pojawił się. Na dodatek w środę zobaczyłem w łódzkiej gazecie informację o tym, że ten pan zadłużył spółkę na 5,5 mln zł. I dlatego stracił pracę. Poprosiłem go telefonicznie, żeby na piśmie wyjaśnił mi, czy to prawda, a jeśli tak, to dlaczego tak się stało. I oświadczyłem, żeby do ZGM nie wchodził, bo póki to się nie wyjaśni, dyrektorem nie będzie.

Jednak w czwartek rano Skowroński wszedł do ZGM i zrobił awanturę. Powodem był brak listy obecności z jego nazwiskiem, na której chciał się podpisać. Była godz. 7.40. Miał ze sobą umowę o pracę podpisaną przez prezydenta. Złożył podpis i już kwadrans później był u Dychty. Do ZGM nie wrócił. Odwiedził jeszcze starostę Krzysztofa Haburę i zniknął z Pabianic.

- Kazałem przygotować dla niego umowę o pracę, ale nie wiedziałem, że on sam pójdzie do kadr i zażąda jej wydania. To moja wina, że w środę rano nie zabrałem tych dokumentów do siebie – przyznaje Dychto. - Jest już kolejny poniedziałek, a ja wciąż nie mam wiadomości od pana Skowrońskiego. Dzwoniłem do niego w niedzielę, ale nie odebrał moich telefonów. Nie wiem, czy jest winny czy niewinny tych zadłużeń. Jedno wiem: jestem przekonany o niewiarygodności tego pana.

Powodem zmiany decyzji Dychty była wiadomość, że Skowroński stracił pracę w Łodzi, gdy zarządzana przez niego spółka w 14 miesięcy zrobiła 5,5 mln długu. Teraz radni łódzcy chcą, by stanął przed prokuratorem.

- Domagamy się wyjaśnienia sytuacji, która doprowadziła miejską spółkę Zakład Drogownictwa i Inżynierii do straty 5,5 miliona złotych – mówił na sesji Marek Michalik, radny PiS z Rady Miejskiej Łodzi. - Jeżeli pani prezydent tego nie wyjaśni, my skierujemy sprawę do prokuratury. Gdy Zbigniew Skowroński obejmował spółkę, była na plusie na ponad milion złotych. Zaś po kilku miesiącach pozostawił ją ze stratą 4 milionów złotych.

Skrowroński stracił pracę na początku sierpnia zeszłego roku.

- W lipcu rada nadzorcza poinformowała miasto, że sytuacja finansowo-ekonomiczna spółki się pogarsza, sugerowała zmiany w zarządzie – mówił wtedy „Dziennikowi Łódzkiemu” Marcin Masłowski, zastępca rzecznika prezydenta Łodzi. - 28 lipca wiceprezydent Marek Cieślak wnioskował o odwołanie prezesa Skowrońskiego, a rada nadzorcza ten wniosek poparła.

Gdy po Skowrońskim spółkę obejmował prezes Grzegorz Woron, miała 5,4 miliona straty. Nowy prezes w ciągu niespełna pół roku zmniejszył stratę do 1,8 mln.

56-letni Skowroński był prezesem Zakładu Drogownictwa i Inżynierii w Łodzi. Wcześniej (2007-2010) jako dyrektor szefował Wojewódzkiemu Ośrodkowi Ruchu Drogowego. W latach 1993-2007 był dyrektorem, a później prezesem Przedsiębiorstwa Komunalnego w Konstantynowie.

Skowroński ma w ZGM umowę o pracę od 1 marca. Teraz spokojnie może iść na zwolnienie i chorować.

- Umowa jest na pół roku. Jeśli zacznie chorować, to tylko w marcu poniesiemy konsekwencje finansowe w wysokości 80 procent jego wynagrodzenia – wylicza prezydent. - Potem będzie mu płacił ZUS.

Skowroński za dyrektorowanie w ZGM i za członkostwo w Radzie Nadzorczej Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego ma 10.000 zł. Tyle w sumie zarabia dziś w Pabianicach.