- Teresę K. zwolniłem dyscyplinarnie, bo jej postawa była niegodna etyki zawodu nauczyciela-wychowawcy - mówi Arkadiusz Janicz, od półtora roku dyrektor Domu Dziecka w Porszewicach.

Dwa lata temu Życie Pabianic wydrukowało serię artykułów o wychowankach Domu Dziecka w Porszewicach. Pisaliśmy, że za nieposłuszeństwo wychowawczyni bije dzieci kablem lub zamyka na noc w "izolatce". Za karę dzieci musiały spędzać noc w szatni, w piwnicy.
Dyrektorką Domu Dziecka była wtedy Maria Łężna.

- Na stosowanie tego rodzaju kary, jak noc spędzona w szatni, zezwala kuratorium - twierdziła dyrektorka.

Po naszych artykułach do Domu Dziecka weszli kontrolerzy. Zastali bałagan, brud, złe traktowanie dzieci. Dziś 124 dzieci mieszka w odnowionych pokojach. Mają nowe łóżka, biurka, dywany i segmenty. W budynku wymieniono okna, zmodernizowano kuchnię. Kontrolerzy nie znaleźli wówczas dowodów złego traktowania dzieci przez wychowawców. Dopiero 12 kwietnia 2002 r. wychowawczyni Teresa K. została zwolniona z pracy.

Na bakier z obowiązkami

- Miałem sygnał, że wychowawczyni nie wpuściła dziecka do pokoju na noc. Tłumaczyła to złym zachowaniem wychowanka. Do godziny 3.30 przetrzymała dziecko poza grupą. Chłopiec nocował na korytarzu - mówi Janicz.

W tym roku Teresa K. dostała dwa upomnienia. W lutym za to, że nie schowała przed dziećmi lekarstw, którymi mogły się zatruć. Na stoliku stało kilka słoiczków z silnymi tabletkami uspokajającymi. Miesiąc później Teresa K. odmówiła podawania dzieciom leków, które przepisał im lekarz. Dyrektor Janicz dowiedział się o tym od pielęgniarki. Był to powód do drugiego upomnienia.

- Wieczorem nie ma w domu pielęgniarek, dlatego wychowawcy mają w obowiązkach podawanie dzieciom leków. Pani Teresa stwierdziła, że nie będzie tego robić - mówi dyrektor. - Potem był kolejny incydent. Wychowawczyni nie wyraziła zgody na operację przepukliny dziecka, którego była opiekunem prawnym.

Aby dziecko mogło być operowane, zgodę podpisał dyrektor. Zabieg się udał i mały pacjent jest zdrowy.

Zaszkodziło jej czytanie

W pierwszych dniach kwietnia Teresa K. zwołała zebranie, na które zaprosiła 32 wychowanków Domu Dziecka. Obecność była obowiązkowa. Przeczytała im list, który napisała do starosty.

- Powiedziała, że list napisała dla naszego dobra, bo musi nas chronić przed panią Firlej ze Starostwa - mówi 17-letnia dziewczyna. - Tłumaczyła nam, że pani Firlej chce zwolnić wychowawców, żeby zatrudnić swoich znajomych. Przeczytała nam także, że pani Firlej to pijaczka tańcząca na stołach.

13-stronicowy list Teresa K. wysłała do kilku szkół, urzędów i starosty. Dom Dziecka podlega Hannie Firlej - członkini Zarządu Powiatu Pabianickiego.

- Nie mogłem tolerować takiego zachowania - tłumaczy Janicz. - Nie wolno wykorzystywać dzieci do prywatnych celów. Gdy dowiedziałem się o zebraniu i liście odczytanym dzieciom, podjąłem decyzję o zwolnieniu tej pani.

52-letnia Teresa K. pracowała w Domu Dziecka przez 16 lat.

- Żeby ukrócić oszczerstwa, które rozpowszechnia ta pani, złożyłam na nią doniesienie do prokuratury - mówi Hanna Firlej.

Procesować zamierza się też Teresa K. W Sądzie Pracy skarży dyrektora Domu Dziecka o bezpodstawne zwolnienie. Uważa, że swoje obowiązki wykonywała bardzo dobrze. Twierdzi, że ostatnie wydarzenia to nagonka na nią.