ad

Był psem podwórkowym. Zabranym spod budy. Przez 6 lat pracował dla policji i Straży Miejskiej.

Prezydent podpisał pismo odejścia na emeryturę ze Straży Miejskiej 8-letniego psa Cywila. Psiak był wybitnym specjalistą od szukania narkotyków. To mieszaniec, szkolony w Lubaniu przez Straż Graniczną.

- Ani razu nie było pudła. Zawsze trafiał – mówi strażnik miejski Krzysztof Jegier, opiekun psa.

To on razem z Cywilem przeszedł półroczne szkolenie. Zanim do tego doszło, Jegier musiał znaleźć sponsorów. Zebrał ponad 20.000 zł. Tyle potrzebował, by jechać z psem na specjalistyczne szkolenie.

- Najpierw wziąłem z hodowli spod Pabianic labradora, ale był za młody i nie nadawał się – wspomina. - Dlatego to strażnicy graniczni wybrali dla mnie psa. Obserwowali psy i osoby biorące udział w szkoleniu. Dobierali nas charakterem.

Jegier zakochał się w Cywilu od pierwszego spojrzenia.

- Miał coś takiego w oczach, a przez to, że był mieszańcem, na oczy spadała mu grzywka. Wyglądał jak lew – opowiada. - Ale szybko się okazało, że ma ciężki charakter. Trzeba było mu pokazać, kto tu rządzi.

Więc Jegier chodził z pogryzionymi i pokaleczonymi od kolczatki rękoma.

- Miał największa kolczatkę w grupie, a i tak trudno było go ujarzmić – dodaje. - Jest cholerykiem. Nie chce czekać, nie chce stać. Szarpał się, bo od razu chciał iść i wykonać zadanie. Nie wie, co to cierpliwość.

Swoją dominację Jegier zaznaczył dopiero wtedy, gdy do specjalnego szczepienia pies został uśpiony. Po wybudzeniu z narkozy pomagał mu wstać na łapy, przynosił wodę, karmił, a nawet spał przytulony do psiaka w kojcu. Zaprzyjaźnili się, bo przecież przez pół roku mieszkali razem w Lubaniu. Dzień w dzień przechodzili szkolenia.

- Nieprawdą jest, że psy dostają narkotyki i są od nich uzależnione – wyjaśnia. - One mają takie zabawki, laleczki, które muszą odnajdywać. Dla nich szukanie narkotyków to super zabawa.

To parciane wałki, które Cywil po znalezieniu rozrywał na kawałeczki, bo trudno mu było odebrać zabawkę z pyska. Uważał, że to dalszy ciąg zabawy.

Gdy wrócili do Pabianic, zamieszkał na podwórku w domu Jegierów. Miał swój kojec. Spał na słomie w specjalnym budynku. Dużo przebywał na powietrzu.

- Dlatego nigdy nie chorował. Co roku mieliśmy obowiązek odwiedzić weterynarza i zrobić badania do pracy. Doktor Szymański zapisywał tylko witaminy. Może dlatego, że nie był przegrzany jak psy trzymane w mieszkaniach – mówi opiekun.

Tylko raz Cywil potrzebował pomocy lekarza. Wokół pyska latała mu osa. Klapnął dziobem, a po dwóch godzinach okazało się, że nie może jeść i pić. Osę połknął, a ta użądliła go w gardło. Dostał zastrzyki, antybiotyki i dwa dni dochodził do siebie.

Cywila karmił Urząd Miejski. Co miesiąc jego opiekun dostawał od 300 do 380 zł deputatu. Oprócz jedzenia kupował mu też odżywki i witaminy.

- Gotowałem sam. Zawsze mięso, warzywa i ryż. Ale jak byliśmy na akcji, to domagał się kanapki. Zawsze coś brałem dla siebie i dla niego. Ale najpierw ja gryzłem, a potem dawałem Cywilowi, żeby wiedział, kto tu rządzi – wyjaśnia. - Czasami wracaliśmy późno w nocy z akcji w Łodzi czy w Sieradzu. I jak wyciągnąłem kanapkę, to on od razu kłapał pyskiem tuż za moją głową. Nie dało się zjeść. Trzeba było się podzielić.

Do pierwszej poważnej akcji wkroczył w wakacje 2005 roku. Wrócili właśnie ze szkolenia i Cywil rozpoczął regularną służbę w Straży Miejskiej.

- Zabrali nas do szkoły, do gimnazjum. Miała być pokazówka. Weszliśmy o godz. 9.00 do szatni. A Cywil od razu zaznaczył kurtkę jednego z uczniów. Nic w niej nie było, ale ktoś nosił w kieszeni narkotyki – opowiada Jegier.

Cywil rozpoznaje 5 rodzajów narkotyków. Jest wstanie wywąchać nawet miejsce na biurku, które rękoma dotykał ktoś, kto chwilę wcześniej miał w dłoniach narkotyki.

Tego dnia rozpoczęła się wielka kariera Cywila. Do godz. 13.00 węszył po szkole. Pojechali do domu, ale od razu dostali wezwanie powrotu. Od 15.00 zaczęły się przeszukania w domach. Kolejne były o godz. 22.00. Tego dnia przez Cywila rozpoczęła się wielka akcja walki z pabianickimi handlarzami narkotyków.

- Nie byłoby tych sukcesów bez świetnych policjantów – wyjawia dziś Krzysztof. - Najpierw rozpracowali sprawę chłopki z „małolatów”. Potem wzięło się za to dwóch z kryminalnej. To byli funkcjonariusze z naszej komendy. Jeden z nich dziś jest w CBŚ, a drugi już na emeryturze. Rozpracowali całą szajkę handlarzy narkotyków. W ciągu kilku dni kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych.

Kolejnych namierzali przez pół roku.

Czasami w nocy dzwonił telefon w domu Jegierów. Policjanci przysyłali auto, by zabrać psa z przewodnikiem. Cywil ruszał do akcji.

- Raz wyniósł tylną kanapę z „malucha”, bo czuł narkotyki, a nie mógł się do nich dostać. Znalazł saszetkę z amfetaminą - mówi.

Był drugim psem w województwie w wykrywaniu narkotyków. Przez 6 lat wywąchał 30 kg marihuany, 10 kg amfetaminy i kilka tysięcy tabletek ekstazy.

Kiedyś w Łodzi pomagał namierzyć skład broni, amunicji i narkotyków. Policjanci namierzyli groźnego handlarza. Ale nic nie znaleźli w mieszkaniu. Kazali otworzyć komórkę w piwnicy. Nic nie było. Ale nie dali za wygraną, wezwali Cywila na pomoc.

- A on zaczął biegać po tej piwnicy jak oszalały - i z jednej strony próbował się dostać, i z drugiej, ale to było jakby pomieszczenie gospodarcze dozorcy. Pies nie odpuszczał. No to policjanci wyważyli metalowe, wzmocnione blachą drzwi. I znaleźli prawdziwy arsenał i sporo narkotyków. Byłem z niego bardzo dumny – mówi Krzysztof.

Przyszedł moment, że policja pojechała z Cywilem na pabianicki Młodzieniaszek. Tutaj na osiedlu domków jednorodzinnych szukali narkotyków.

- Stanęliśmy przed domem i pies zgłupiał. Nie widział, co robić. On był nauczony, że czując narkotyki zaznacza miejsce. Tymczasem tutaj narkotykami pachniał cały dom. Na ulicy już to wywąchał – wspomina kolejną historię. - Okazało się, że w tym domu jest wielka hodowla marihuany. Cywil takiej ilości nigdy nie widział, więc jemu pachniała narkotykami nawet okolica domu i chodnik na ulicy.

Ale bywało też tak, że jechał do zatrzymanych po pościgu. Zatrzymani leżeli skuci na poboczu drogi. Pies czuł narkotyki, ale nic nie znalazł.

- Już ich nie było. Być może podczas pościgu wyrzucili przez okno. Bo czuł zapach na siedzeniu kierowcy, na kierownicy. Ale nic nie znalazł – mówi opiekun psa. - Takie psy są szkolone na bardzo starych, 15-letnich próbkach narkotyków. Więc skoro takie stare potrafią wywąchać, nie mają problemów z wykryciem świeżych.

Ale przyszedł dzień, że Cywil nic nie znalazł w mieszkaniu handlarza. Policjanci byli tak pewni, że coś musi być, że rozpruli szafę. Znaleźli w niej saszetki z szarym proszkiem.

- A Cywil nie reagował. Pomyślałem, że pies się skończył. Że ta czteronożna maszynka do wykrywania przestała działać – wspomina opiekun.

Ale po badaniach zawartości okazało się, że to nie były narkotyki, tylko sproszkowane szkło z jarzeniówek, które jest dosypywane do amfetaminy. Ma podrażniać nozdrza, żeby narkotyk lepiej się wchłaniał i szybciej, i mocniej działał.

- Wykryte przez niego narkotyki warte są na czarnym rynku półtora miliona złotych – wylicza Jegier.

Teraz Cywil jest na emeryturze. Wyjechał z Pabianic, żeby ci, którzy poszli przez niego siedzieć, nie próbowali się mścić.

- Zawsze się bałem, że go mogą namierzyć i otruć. Dlatego mam w domu jeszcze dwa psy. To one były wypuszczane na podwórko jako pierwsze. Gdy sprawdziły teren, wychodził Cywil. I tak jest do dziś – śmieje się opiekun.