– W czasach, gdy pracowałem zdalnie, zamiast do biura jeździłem na działkę. Tutaj rozstawiałem komputer, pisałem, odpowiadałem na pocztę i odbierałem telefony komórkowe. Zupełnie jak w normalnym biurze – opowiada pan Sławomir. – Jednak od czasu do czasu odrywałem się od elektroniki. Wtedy zmieniałem się w działkowicza: wyrywałem chwasty, sadziłem roślinki, malowałem płot. No i piłem ulubioną kawusię w ogrodowym fotelu z widokiem na zieleń...

– Przez ostatnie miesiące bardzo się angażowaliśmy, by działka stała się miejscem przyjaznym dla nas – mówi pani Agnieszka. – Spędzamy tu sporo czasu, nawet nocujemy. Do domu na Bugaj jeździmy tylko po to, by coś uprać i zapłacić rachunki.

O działkę podczas pandemii koronawirusa jest dużo trudniej niż o nowiutki samochód. Powód? Wiele rodzin czuje się na działce bezpieczniej niż w domu.

W Pabianicach jest 15 rodzinnych ogrodów działkowych. Korzysta z nich ok. 5.000 osób. Razem mają ponad 60 ha, urządzono w nich 1.285 działek ogrodzonych wspólnym płotem. Te działki nie są duże, średnia wielkość to 472 m kw. Na jedną rodzinę przypada zwykle około 350 metrów kwadratowych ziemi. Ale działkę niełatwo jest zdobyć.

Szukaliśmy. Ogłoszeń o zamiarze sprzedaży działki znaleźliśmy zaledwie kilka. Najbliżej w Pawlikowicach (7 km od Pabianic), Kolumnie i Dobroniu (ok. 12 km). Te działki kosztują od 20 tysięcy złotych do 65 tysięcy zł. Jak ta w Słonecznej Polanie z domkiem do małego remontu. Na tablicach ogłoszeń przy bramach rodzinnych ogrodów anonsów o sprzedaży nie uświadczysz. Zresztą nie ma ich tam nawet wczesną wiosną.

– Trzeba często pytać – radzi pani Agnieszka, szczęśliwa posiadaczka działki w Trzech Koronach. – Takie wieści nie trafiają do biur obrotu nieruchomościami, rozchodzą się pocztą pantoflową.

Działkowcy przekazują swoje poletka zazwyczaj krewnym lub znajomym.

 

Drogo, ale...

Za zagospodarowaną działkę (z altanką) trzeba dziś zapłacić nawet więcej niż za nowy samochód średniej klasy. A ceny wciąż rosną. Jeszcze w 2016 roku za 456 metrów kw. poletka z drewnianą altaną w ROD przy ulicy Zgoda żądano 15 tysięcy zł. W 2017 r. za działkę w Trzech Koronach żądano 10–13 tysięcy złotych. Jedna z działkowiczek Trzech Koron wystawiła swój kawałek ziemi i domek na sprzedaż za 35 tysięcy.

Dwa lata później za 317 metrów kw. z murowanym domkiem (woda i prąd) we Wrzosie przy ulicy Jana Pawła II trzeba było zapłacić 31 tysięcy zł. W kwietniu tego roku w Słoneczniku przy ulicy Podleśnej za 320 m kw. z domkiem (35 m kw., woda i prąd) żądano 32 tysiące zł. 8 lat temu państwo K. zostali członkami ROD i gospodarzami na 300 metrach kw. działki. Od poprzednich właścicieli kupili niewielki domek za 20 tysięcy zł. To była okazja, choć jak na ówczesne czasy – droga.

– Musieliśmy wziąć pożyczkę wspominają. – Właśnie ją spłaciliśmy.

Nowi właściciele działki nie żałują, bo domek jest wygodny, murowany, z bieżącą wodą i prądem, a lato na działce – bezcenne.

 

Ceny zaszalały

Ponad rok temu swój murowany domek z kominkiem na 300 metrach kw. działki w ROD przy ulicy Moniuszki sprzedali państwo M. Dostali 30 tysięcy zł.

– Ta działka od dawna była w naszej rodzinie – wspominają. – Odziedziczyliśmy ją po rodzicach, ale opłaty były spore, nie na naszą kieszeń, więc zrezygnowaliśmy.

Ze sprzedażą trochę się pospieszyli, bo dziś dostaliby więcej. Domek na działce (około 25 m kw.) ma piwnicę i pięterko. Jest w nim kuchenka nieźle wyposażona w agd i toaleta (szambo). Dziś w Pabianicach podobne działki z piętrowym domkiem kosztują nawet trzy razy więcej.

– Kiedyś obserwowałem w internecie ofertę sprzedaży pewnej działki w Pabianicach – opowiada pan Sławek.– Sprzedawca działki najpierw wystawił cenę 20 tysięcy zł, ale po kilku tygodniach cena podskoczyła do 59 tysięcy zł. Tylu było chętnych. Ceny działek w ROD–ach mocno podskoczyły podczas pandemii, bo popyt był lawinowy. Ludzie woleli zapłacić drożej za bezpieczeństwo we własnej altance, niż ryzykować zakażeniem się w nadbałtyckim czy zagranicznym ośrodku wczasowym.

Mówiono: „W tym roku wakacje spędzimy na RODOS” (Rodzinnym Ogródku Działkowym), co zresztą jest zgodne z prawdą…

 

Powrót do swojskiej marchewki

Odpoczynek na rodzinnej działce rządzi się swoimi prawami. Każdy, kto spędził tu choć kilka dni, wie, że o niebo lepiej niż w mieście smakują potrawy z grilla. A dmuchany basen śmiało może rywalizować z hotelowym jacuzzi. Poza tym na rodzinnej działce nie wstyd pokazać się w bieliźnianym staniku czy gimnastycznych spodenkach.

Kiedyś rodzinne ogrody działkowe miały zaopatrywać robotników w deficytową żywność. Przy altankach wyrosły kurniki, a nawet chlewiki. Każdy szanujący się państwowy zakład pracy dzierżawił takie działki. W pierwszej kolejności przydzielano je pracownikom zasłużonym i działaczom społecznym. Na swym skrawku ziemi każdy działkowiec mógł wyhodować włoszczyznę, ziemniaki, kalarepę, pomidory, ogórki, truskawki. Sadzono drzewka i krzewy owocowe, wysiewano kwiaty.

25–30 lat temu działki przeszły rewolucję. Większość działkowiczów zrezygnowała z uprawiania warzyw i truskawek. Na grządkach wyrosła trawa, a między drzewami pojawiły się leżaki i hamaki. Teraz znowu to się zmienia. Powód? Własne owoce i warzywa smakują lepiej niż te kupne...