Na bramie i drzwiach domów pomocy przy ulicach Łaskiej i Wiejskiej wiszą kartki z napisem: „ZAKAZ ODWIEDZIN”. Dlaczego?

- Zakaz wchodzenia do budynków i wychodzenia z nich obowiązuje od 12 marca w okresie epidemii. Naszych pensjonariuszy nie można odwiedzać, a oni nie mogą wychodzić poza ośrodek. W normalnej sytuacji niektórzy pensjonariusze mogli za zgodą i wiedzą personelu wychodzić w miasto. Wraz z wybuchem epidemii zmieniło się to. Jest zakaz odwiedzania ich przez osoby z zewnątrz.

 

To bardzo surowy zakaz.

- Nasi pensjonariusze są ludźmi w zaawansowanym wieku, w większości schorowanymi. Należą do grupy ryzyka. Nie wolno nam ryzykować ich zdrowia i życia.

 

Wokół domu przy Wiejskiej jest ogrodzony teren. Przez płot widzimy spacerujących tam seniorów…

– Pensjonariuszom, którzy samodzielnie się poruszają, urządzamy codzienne spacery na dwie tury pod okiem personelu. Osoby mieszkające w domu przy Łaskiej nie mają takiej możliwości, bo dom nie jest ogrodzony. Mieszkańcy tego domu mają ćwiczenia gimnastyczne w sali.

 

Po co jest tak ścisły nadzór?

- Przebywają u nas osoby także z problemem alkoholowym, mające telefony komórkowe. Wystarczy telefon do kolegi z miasta i już butelkę wódki można podać przez ogrodzenie. A przecież wraz z butelką do domu pomocy może się przedostać koronawirus. Jeśliby się tak stało, to – strach nawet mówić - wirus rozprzestrzeniłby się błyskawicznie.

 

Czy sędziwi pensjonariusze zdają sobie sprawę z tego, co dzieje się na świecie?

– Są wśród nich ludzie w pełni świadomi, którzy oglądają telewizję, słuchają radia i wiedzą, co się wokół nich dzieje, śledzą rozwój epidemii w świecie. Oni zdają sobie sprawę z zagrożeń i boją się. Zdarza się, że naszych pensjonariuszy niepokoją ograniczenia swobód. Pytają, dlaczego nie mogą ich odwiedzić dzieci, wnuki i znajomi. Trzeba cierpliwie im to tłumaczyć. Psycholog ma wtedy dużo pracy.

 

Szczęśliwie, jak dotąd, wirus ominął pabianicki Dom Opieki Społecznej.

- Siedem osób przeszło testy na koronawirusa, wykonane w szpitalu zakaźnym im. Biegańskiego w Łodzi. Miały podejrzane objawy: kaszel, duszności. Testy wypadły negatywnie. Nikt nie zachorował. Mieszkańcy naszych domów nie stanowią zagrożenia. Od trzech tygodni wszyscy są „pod kluczem”. Nikt nie wychodzi poza ogrodzenie.

 

Zagrożenie mogą stwarzać osoby wchodzące do DPS-u, a więc np. obsługa, pielęgniarki...

- Bardzo się pilnujemy. Mamy rękawiczki, maseczki, płyny dezynfekcyjne. Wszystkie rzeczy, które kupujemy i zwozimy do domów opieki, przechodzą kwarantannę. Trzy dni leżą w oddzielnym pomieszczeniu, zanim będą przeznaczone do użytku. Mimo małego budżetu kupiliśmy za 20.000 zł specjalistyczny sprzęt. Lada chwila dostaniemy jednorazowe kombinezony, przyłbice i okulary dla personelu. Zabezpieczamy się na wszelki wypadek. Mamy opracowaną strategię i plan działania nawet w najgorszych sytuacjach.

 

Ile osób mieszka w pabianickich domach pomocy społecznej?

– Mamy 195 pensjonariuszy w wieku powyżej 70 lat. 70 z nich mieszka w domu przy Łaskiej i 125 w domu przy Wiejskiej.

 

Ile osób personelu się nimi zajmuje?

- Zatrudniamy 148 osób obsługi. Obecnie 50 z nich przebywa na różnego rodzaju zwolnieniach chorobowych lub opiekuje się własnymi dziećmi. Ci ludzie się boją. Rozumiem to, ale pozostałym pracownikom jest teraz trudniej. Pracujemy na trzy zmiany po 8 godzin dziennie. Brak personelu to największa nasza bolączka.