W MDK przy ul. Pułaskiego znaleziono martwego palacza. Robert B. leżał na podłodze kotłowni.

18 marca około godziny 20.00 dyrektorka MDK kończyła pracę. Wychodząc do domu, sprawdzała pomieszczenia. Zeszła do kotłowni. Znalazła w niej leżącego palacza. Nie dawał znaku życia. Dyrektorka pobiegła po instruktorkę aerobiku. Razem wyciągnęły palacza na świeże powietrze. Wezwały pogotowie i robiły sztuczne oddychanie. Ale na pomoc było za późno.

- To prawdopodobnie zatrucie tlenkiem węgla - uważa doktor Artur Różalski z pogotowia ratunkowego.

Późnym wieczorem do kotłowni weszli policjanci z ekipy dochodzeniowej.

- Po kilku minutach musieli wyjść - mówi sierżant Piotr Biegajło. - Poczuli, że dzieje się z nimi coś niedobrego.

Komisarz Edward K. (lat 57) i sierżant Roman P. (lat 35) podtruli się czadem. Obu przewieziono na oddział toksykologii Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi.

Strażacy zmierzyli stężenie gazu w kotłowni. Wynik: 586 miligramów na metr sześcienny mocno przewyższał bezpieczną dawkę.

- Sprawdzono także piec i inne urządzenia - mówi sierżant Biegajło.

MDK jest ogrzewany miałem węglowym. Prokurator ustali, czy powodem śmierci palacza był jego błąd, czy wada techniczna.

- Co roku w sezonie grzewczym mamy 10-20 przypadków podtrucia czadem - dodaje doktor Różalski. - Ale dotąd nie było wypadku śmiertelnego.


***
Tlenek węgla (czad) zabija, bo dusi komórki organizmu. Łączy się z hemoglobiną krwi, która roznosi tlen po organizmie. Związana z tlenkiem węgla nie może tego robić.

Objawy zatrucia to: duszność, bóle i zawroty głowy, nudności, wymioty, oszołomienie, przyspieszona akcja serca. Podczas ciężkiego zatrucia dochodzi do utraty przytomności, drgawek i porażenia ośrodka oddechowego. Człowiek umiera.