ad

Leżą na przegniłym materacu, opatuleni kurtkami i starym kocem, wygrzebanym ze śmietnika. Dobrze, jeśli nad głową mają dach pustostanu. Jeśli nie znaleźli schronienia w murach, z patyków i dziurawej narzuty na łóżko sklecają szałas. Najgorsze są noce, bo teraz strasznie zimno. Reporter Życia Pabianic towarzyszył strażnikom miejskim zaglądającym do bezdomnych.

- Sprawdzamy, czy mają koce, śpiwory, jedzenie. Rozdajemy maseczki – mówi Paweł Zysk, starszy inspektor Straży Miejskiej. – Jednak przede wszystkim sprawdzamy, czy nie zamarzli.

Podczas obchodu strażnicy zaglądają do prawie 15 takich miejsc: na ulicę Ossowskiego, Myśliwską, Ksawerowską, dworzec kolejowy, Narutowicza, Łaską, Bugaj… Wszędzie tam witają ich znajome twarze.

Razem ze strażnikami wchodzimy do pustostanu. Po podłodze wala się złom, puszki po piwie, butelki po wódce. Snuje się dym z najtańszych papierosów. Schroniło się tu kilkoro bezdomnych.

- Czegoś wam potrzeba? - pyta strażnik.

- Wszystko mamy – odpowiada kobieta.

- Tynk wam spada z sufitu.

- To nic strasznego.

Niektóre kryjówki grożą zawaleniem. Schody uginają się pod butem, ze ścian leci gruz. Przed dziurawymi drzwiami wita nas kałuża moczu, nad głowami mamy zgrzybiały sufit, owleczony pajęczyną.

- Bywało gorzej – mówi strażnik.

Część pabianickich bezdomnych nocuje w pustostanach, inni w skleconych z byle czego szałasach albo pod balkonem bloku na Bugaju. Okryci stertą łachów, starają się przeżyć.

- Jeden wczoraj tu nocował, ale już poszedł sobie – słyszymy od lokatorki bloku.

Wchodzimy do domu bez okien i drzwi. Na piętrze schronił się tutaj bezdomny Tomasz, który właśnie wrócił z pracy, z budowy.

- Teraz dla budowlańców jest mniej zleceń – żali się.

Wraz z nim mieszka polna mysz, która przycupnęła w klatce obok posłania człowieka. Tomasz skarży się, bo do jego „domu” wchodzi młodzież.

- Piją, palą i ćpają. Nie wiem, co ćpają, ale to raczej dopalacze. Sam kiedyś to robiłem i wiem, jak pachnie dopalacz. Jedną grupkę ćpających ostatnio przegoniłem – chwali się.

Kryjówka: dworzec kolejowy

Jedziemy na dworzec kolejowy. To kolejny punkt na pabianickim szlaku bezdomności. W dworcowym budynku na ławkach, wśród piętrzących się toreb, leży dwóch bezdomnych. Śpią.

- Ludzie się dziwią, że nie wyrzucamy ich z dworca. A przecież wypędzić kogoś z budynku w taką pogodę, to skazać na pewną śmierć – uważa starszy inspektor Paweł Zysk.

Ostatnio bezdomni upatrzyli sobie nowe windy w przejściu podziemnym dworca.

- Znowu imprezowali w windzie! Butelki rozbite, podłoga zarzygana – denerwuje się sprzątaczka.

Wszędzie, dokąd wchodzą strażnicy miejscy, pada pytanie: „Czy czegoś potrzeba?”. Odpowiedź jest zwykle ta sama: „Nie, nic nam nie trzeba. Mimo to strażnicy sprawdzają, czy bezdomni mają co jeść i czym się przykryć.

- Gdyby nie pomoc strażników, nie wiem, jak byśmy przeżyli mrozy – szepce bezdomna z pustostanu.

W kilku kryjówkach nikogo nie ma, choć widać, że ktoś tu nocuje.

- Pewnie nie wrócili jeszcze z pracy – domyśla się strażnik.

„Praca” to zbieranie puszek i żebranie.

- Nie będziemy robić nic wbrew ich woli – mówi strażnik Paweł Zysk. – Tych bezdomnych nie przyjmą do schroniska Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, bo tam nie wpuszczają nietrzeźwych. A ci bezdomni wybrali picie, zamiast łóżka i ciepłego posiłku.

Gdy znów nadciąga mróz, strażnicy przekonują: „Nie pijcie, wytrzeźwiejcie, załatwimy wam miejsce u św. Alberta”. Czasami to skutkuje. Ale rzadko.

- Gdy widzimy tych ludzi w ciepłym schronisku św. Alberta, to dla nas małe zwycięstwo – mówi Paweł Zysk. - Bo to znaczy, że przestali pić.

Pomoc strażników nie kończy się na obchodzie. Do kryjówek bezdomnych rozwożą ciepłe posiłki.

- Bądźcie tutaj po godzinie osiemnastej, to przyjedziemy do was z jedzeniem – instruuje ich strażnik.

ZOBACZ CAŁY FOTOREPORTAŻ

Na zakręcie życiowej drogi

Wraz ze strażnikami do kryjówek zachodzą też wolontariusze Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Oni także zachęcają, by bezdomni poszli do schroniska.

- W schronisku mają szansę – mówi Klaudiusz Majtka, kierownik Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. - Nieraz jest tak, że na zakręcie życiowej drogi brakuje kogoś, kto by nimi pokierował, kto by ich wsparł. Czasami wystarczy chwila rozmowy, by człowiek się podniósł, zaczął myśleć trochę inaczej.

Postrzeganie bezdomności często kończy się stwierdzeniem: „Mają to na własne życzenie”.

- Człowiek bezdomny jest skaleczony przez życie – uważa Klaudiusz Majtka. - Niech będzie brudny, śmierdzący, ale to nadal jest człowiek. Bezdomni to ludzie, którzy zagubili swoje człowieczeństwo…

Wszyscy możemy im pomóc. Jak? Strażnicy miejscy mówią, że wystarczy, by powiadomić ich, że bezdomny śpi pod gołym niebem w mroźną noc.

- W ten sposób możemy uratować życie – mówią.