Mężczyzna na kominie Pamoteksu przy ulicy Grobelnej najprawdopodobniej chciał popełnić samobójstwo. Ma na imię Tomasz. Siedział na samej górze komina, czyli około 140 metrów nad ziemią. Groził, że skoczy. Pod kominem strażacy rozłożyli skokochron, na który mógł skoczyć desperat.

Około godziny 21.00 jeden z przechodniów idący ulicą Grobelną zauważył, że na komin po drabinie wspina się mężczyzna w jasnej kurtce. Natychmiast zawiadomił dyżurnego policji.

- Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, mężczyzna był w połowie komina - relacjonuje Joanna Szczęsna, rzecznik prasowy pabianickiej policji. - W ogóle nie reagował na słowa policjantów, wspinał się dalej.

Zanim 34-letni mieszkaniec Starówki zaczął wdrapywać się na komin, pokłócił się z żoną. Gdy w godzinach popołudniowych wychodził z domu, był po spożyciu alkoholu.

Na miejscu żona desperata mówiła do niego przez megafon płaczliwym głosem.

- Proszę, już wystarczy - łkała kobieta.

Słowa te nie robiły na mężczyźnie wrażenia. Nie schodził. Ok. godziny 21.50 przyjechał zawodowy negocjator. Do desperata zwracał się "per Tomasz".

- Panie Tomaszu, porozmawiajmy, każdy problem da się rozwiązać - namawiał do współpracy negocjator.

Pod kominem byli strażacy, policja i karetka pogotowia. Desperata obserwowało z dołu prawie 30 gapiów.

- Wolę się zabić niż iść do paczki! - krzyczał pan Tomasz. - Nie zejdę na dół!

Chwilę przed godziną 2.00 mężczyzna dobrowolnie zszedł z komina. Siedział na nim prawie pięć godzin. Mężczyznę do szpitala zabrała karetka.