Nikt  już  się nie żegna na widok kobiety za kierownicą autobusu MZK. A tak jeszcze się zdarzało w 2015 roku.

– Dzisiaj to nic nadzwyczajnego – zapewniają panie kierowcy.

Prowadzą tramwaje, pilotują nawet bojowe myśliwce F–16, nie mówiąc o himalaistkach, które zdobywają najwyższe szczyty ziemi. Normalna sprawa. Mimo wszystko, to dość niezwykłe, że wśród 67 kierowców jeżdżących autobusami Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego są tylko dwie kobiety.

Praca nigdy się jej nie nudzi

Milena Stachelska po raz pierwszy poprowadziła miejski autobus w sierpniową niedzielę 2015 roku. O godz. 13.12 z przystanku autobusowego przy dworcu kolejowym ruszyła żółto–niebieskim wozem na linii „1”. „Jedynkę” uruchomiono w 1972 roku, była pierwszą linią w mieście. Wtedy autobusy jeździły nią co 6–8 minut. Dzisiaj co 20. To jedna z najdłuższych linii miejskich, prowadzi przez całe miasto.

– Lubię nią jeździć, bo jest taka długa, ale nie mam specjalnie ulubionej trasy – dodaje pani Milena. – Ostatnio są problemy na Kilińskiego, bo trwają roboty drogowe, ale jak skończą, będzie się dobrze jeździć tędy.

Pani Milena prawo jazdy zrobiła w wieku 18 lat, ale na osobówki. O dużych samochodach ciężarowych czy autobusach wtedy nie myślała.

– Jeździłam kiedyś traktorem, a TIR–em udało mi się kierować tylko podczas szkolenia – mówi pani kierowca.

Skąd pomysł, by zasiąść za kierownicą autobusu?

– Byłam na stażu w Miejskim Zakładzie Komunikacyjnym przez 9 miesięcy. I się wkręciłam. Gdy powiedziałam o moim pomyśle pani Danusi Muszczak, kierownikowi eksploatacji, pozytywnie zareagowała. Pozytywne były też reakcje kolegów kierowców z MZK. Bardzo dużo mi pomogli, wiele wyjaśnili, sporo podpowiedzieli- opowiada.

Poszła na kurs, który zorganizowała firma. Trwa dwa i pół miesiąca. Było około dwudziestu osób i tylko jedna kobieta, czyli ona. Pamięta, że pierwszego dnia pracy jej zmiennik kończący zmianę został i pierwszy kurs przejechali razem. Wcześniej „ćwiczyła” autobusem technicznym.

– Jeździłam w sobotę. Zrobiliśmy trasy „1”, „2” i „5”, jakieś 2,5 godziny – wylicza.

Niedzielny kurs „1” był już normalnym kursem. Trwał 9 godzin. Zakończył się po godz. 22.00. Kolejny kurs pani Milena miała we wtorek. Pojechała linią „262”.
Po pięciu latach za kółkiem pani Milena zna na pamięć wszystkie trasy. Jazda nigdy się jej nie nudzi.

– Codziennie dzieje się coś nowego, nowe sytuacje na drodze, inne warunki i utrudnienia, np. z powodu robót drogowych. Jest też walka z czasem i innymi kierowcami, bo ja muszę zdążyć na przystanek o określonej godzinie. Taki jest rozkład – dodaje.

– Nie mogłam się doczekać przesiadki na hybrydę. Pasażerowie też są zadowoleni z nowych autobusów. Pani kierowca zbiera od nich pochwały, że delikatnie przyspiesza i ostrożnie hamuje. Milena uważa, że pasażerowie przyzwyczaili się do nowych warunków podróżowania. Wiedzą, gdzie postawić wózek, kupić bilet, wcisnąć guzik, gdy chcą wysiąść.

– Cieszę się, że w autobusie jest kamera monitoringu, daje poczucie bezpieczeństwa – dodaje pani kierowca.

Milena Stachelska prowadzi też fanpage „Zza kierownicy autobusu MZK”, w którym publikuje zdjęcia i notki z jazdy po Pabianicach.

Ma benzynę we krwi

W 2018 roku dołączyła do grona kierowców MZK druga kobieta – Katarzyna Stankiewicz. Większą część swojego zawodowego życia szczupła brunetka spędziła za kierownicą samochodu osobowego. Była przedstawicielem handlowym. Przejechała nasz kraj wszerz i wzdłuż.

– Z pewnością objechałam równik kilka razy – mówi z uśmiechem.

W końcu przyszedł czas na zmiany. Że ma „benzynę we krwi”, pomyślała o taksówce, ale w końcu wybrała znacznie większy wóz do wożenia ludzi. Swoje „trzy grosze” dołożył do tej decyzji tata, który pewnego dnia na przystanku zapytał: „A może zostaniesz kierowcą autobusu?”

– Czemu nie? Pomyślałam i wysłałam do MZK list z zapytaniem. Już myślałam, że nic z tego, gdy po kilku miesiącach dostałam telefon i pytanie, czy nadal jestem zainteresowana tą pracą – wspomina.

Oczywiście była. Przez jakiś czas pracowała w dyspozytorni. W końcu zrobiła kurs prawa jazdy kategorii D, zdała egzamin, w jej dokumencie przybyła kolejna kategoria uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych. – Teraz marzę o prawie jazdy na TIR–y. Chciałabym też spróbować poprowadzić czołg – dodaje.



W marcu 2018 roku pierwszy raz usiadła za kółkiem autobusu i pojechała przez miasto ubrana w twarzowy niebiesko–granatowy „mundurek” kierowcy pabianickiego MZK.

– Chyba mam trochę benzyny we krwi, bo uwielbiam prowadzić auto czy autobus – zapewnia. – Nawet choroba lokomocyjna mi niestraszna, gdy kieruję.
Pani Katarzyna lubi długie trasy, np. „jedynka” jest jej faworytką, bo prowadzi przez prawie całe miasto. To około godzina jazdy w obie strony, oczywiście z przystankami.

- Nie przepadam za „siódemką”, która kursuje od „Waltera” Jankego, przez „Grota” Roweckiego, Kilińskiego, Zamkową do Piłsudskiego i z powrotem. Jest krótka. Jakieś piętnaście minut jazdy w jedną stronę. Ledwo ruszysz, musisz zawracać – tłumaczy pani Katarzyna.

Co im w pracy przeszkadza?

– Inni kierowcy na drodze z telefonami przy uchu. To prawdziwa plaga. Nie wiadomo, co taki zrobi za chwilę – mówią zgodnie obie panie. – Piesi też gapią się w telefony, trzymają je przy uchu i nie patrzą na drogę. To niebezpieczne. Trzeba myśleć za nich.