ad
- Ostatnia samiczka dotarła do nas jedenaście dni po tragedii - opowiada Młynarczyk. - Szukając domu, wleciała do gołębnika hodowcy z Zabrza.

Uczciwy hodowca spisał numery z obrączki ptaka. W ten sposób ustalił, że gołąb jest z naszego regionu. Zadzwonił do Józefa Klaty, prezesa łódzkich hodowców. A ten skontaktował się z właścicielem gołębicy.

- Wysłałem po nią samochód na Śląsk - z radością opowiada Młynarczyk. - Była pokaleczona. W ogonie zostały jej tylko dwa piórka. Ma ranę na grzbiecie, ale szybko się zagoi. W domu dojdzie do siebie.

Odnaleziona samiczka ma siedem lat. W ciągu minionych dwóch lat pokonała aż 9.500 konkursowych kilometrów.

- Jak na samiczkę, która wychowywała młode, to niezły rekord - z dumą wyznaje właściciel.

Młynarczyk ciągle spogląda w niebo. Wypatruje jeszcze jednego pupila - samczyka.

- Ma sześć lat. Latałby jeszcze z dziesięć - mówi. - Trzy lata temu zdobył tytuł najlepszego lotnika w okręgu pabianickim. Taki gołąb trafia się raz na sto ptaków. To skarb.

Nadzieja nie opuszcza hodowcy z Hermanowa. Wie, że jeszcze tydzień po tragedii w Katowicach ratownicy wyciągali spod gruzów żywe ptaki. Spośród 28 gołębi z okręgu łódzkiego, 14 jest już w domu, czyli w gołębniku.

- Gołębie nieźle znoszą niskie temperatury. Bez jedzenia i picia przeżyją nawet tydzień - dodaje Młynarczyk.

Hodowcy gołębi pocztowych zamieścili w Internecie listę ptaków odnalezionych, zaginionych i tych, które nigdy nie wrócą do domu. Martwe, wyciągnięte spod gruzów, identyfikowano po numerach na obrączkach. Na tej liście nie ma ptaków z naszego okręgu.

Na lecące gołębie czyha wiele niebezpieczeństw: jastrzębie, linie energetyczne i kłusownicy.

- Głodny gołąb da się złapać - twierdzi hodowca z Hermanowa. - Dlatego liczę na uczciwość hodowców. Ptaki będą wchodziły do obcych gołębników, bo głód jest silniejszy od strachu.

Gołębie tęsknią. Nawet jeśli są więzione bardzo długo, wciąż pamiętają swój gołębnik.