Kulinarna formuła programu narzuca uczestnikom scenariusz. Przed kamerami występują trzy pary,które gotują dla siebie nawzajem kolację i goszczą się w sowich domach. Całość okraszona zostaje domową atmosfera i rozmowami przy stole, gdzie uczestnicy poznają nie tylko swoje gusta kulinarne, ale opowiadają również o sobie. Zwycięska para wytypowana głosami pozostały, zbiera laury nie tylko za najsmaczniejsze dania ale również atmosferę spotkania i gościnę.

Do uczestnictwa w programie Adę i Karola zachęciła mama pabianiczanki Bożena.

- Powinniście zgłosić się do „Ugotowanych”, właśnie trwa nabór do programu - uparcie powtarzała przy wielu okazjach – wspomina Karol. - Początkowo zbagatelizowaliśmy ten pomysł, ale ponieważ lubimy gotować, poznawać nowych ludzi i przede wszystkim kochamy przygody, ostatecznie postanowiliśmy, że wyślemy zgłoszenie. Dlaczego nie...

Na odpowiedź od producentów programu trzeba było troszkę poczekać.

- Nawet myśleliśmy, że tematu już nie ma, przepadł – dodaje Karol. - Ale po ponad miesiącu zostaliśmy zaproszeni na casting. Musieliśmy wypełnić ankiety, w których sporo opowiedzieliśmy o sobie i zaproszono nas na rozmowę online. Po niej zapadła decyzja, że jesteśmy w programie. W sumie niewiele więcej wiedzieliśmy. Nie mieliśmy pojęcia z kim wystąpimy i do końca bardzo o to dbano, żebyśmy tego nie odkryli.

Pabianiczanie sami decydowali o menu, które zaserwowali gościom.

– To były nasze smaki i nikt nie ingerował w to co gotowaliśmy – opowiada Ada. - Postanowiliśmy, że podamy zupę z pieczonych pomidorów i papryki z grzankami.

Na danie główne zaserwowali specjał kuchni greckiej – kleftiko, czyli mięso z warzywami zapiekane w pergaminie. Na deser było ciasto filo z malinami.

- Zamysł był taki, żeby wszystko było w jednym smaku, chcieliśmy uniknąć takiego miszmaszu na kolacji – opowiada Ada. - Smaki miały do siebie pasować, a wyjściem dla całej kolacji było główne danie.

Greckie kleftiko nie było przypadkiem.

- Namiętnie gotujemy tę potrawę – wspominają. - To proste i szybkie danie. Po całym dniu pracy bierzemy zamarynowane mięso i warzywa, owijamy w pergamin (papier do pieczenia), do piekarnika i jest. Smaczne i można się solidnie najeść.

Ten jeden raz nie wyszło i to na wizji .

- Niestety naszą kolację „położyły” niedogotowane warzywa, głównie ziemniaki, wszystko było trochę al dente – wspomina Ada.

Co „nie wypaliło” ?

- Danie przygotowywaliśmy jak zawsze – opowiadają. - Wiedzieliśmy jednak, że na kolacji będzie aż sześć osób, więc chcieliśmy zacząć robić kolację wcześniej, żeby zdążyć i nie spieszyć się jak przyjdą goście. I tak przygotowaliśmy sakiewki z pergaminu a w nich mięso z warzywami.

Wszystko było gotowe na długo przed przyjściem gości.

- Ale nie mogło tak sobie leżeć na kuchennym blacie kilka godzin – dodaje Karol. - W lodówce nie mieliśmy już miejsca więc wynieśliśmy sakiewki na taras. Była zima i minusowe temperatury. Danie przemarzło i nawet włożone do rozgrzanego piekarnika po prostu potrzebowało więcej czasu, a my tego nie przewidzieliśmy.

Zupa krem i deser ratowały sytuacje.

- Gdzieś wyczytałem, że cynamon jest doskonałym dodatkiem do pomidorów, co też wcześniej praktykowaliśmy. To dodało charakteru zupie – opowiada Karol. - Przepis na deser mieliśmy od przyjaciółki. Robiliśmy go drugi raz i o dziwo wyszedł najlepiej, a najbardziej się go obawialiśmy.

Świetny pomysł nie miał szans się obronić.

- Mimo, że pomysł na danie główne był ciekawy i wszyscy zachwycali się jego podaniem to niestety te warzywa nas pogrążyły – dodają z uśmiechem Ada i Karol. - Wyszło jak wyszło, ale dobrze się bawiliśmy. Spędziliśmy wyjątkowe chwile z fantastycznymi ludźmi. Nawet jeszcze po nagraniu programu spotkaliśmy się, podzieliliśmy wrażeniami, mamy cały czas kontakt.

Kamery, światła, ekipa filmowa – był stres.

- Zwłaszcza ja się denerwowałam całym zamieszaniem i kamerami, co niestety było widać w pierwszej części odcinka– opowiada Ada. - Karol jest rzecznikiem prasowy i ma doświadczenie z takimi sytuacjami. Ja jestem architektem wnętrz. To było jednak ciekawe przeżycie zobaczyć jak wygląda nagrywanie takiego programu. Kamery, oświetlenie i ekipa po drugiej stronie stołu. Po kilku dniach w sumie się do tego przyzwyczailiśmy i zapominaliśmy nawet o ich obecności. Kontrast pomiędzy pierwszy dniem a ostatnim był bardzo duży.

Ale bez uwag się nie obyło.

- No mogłem się jednak mniej garbić – dodaje roześmiany Karol. - A ja usłyszałam swój głos, który wydał mi się dość dziwny z taką charakterystyczną maniera – wspomina Ada. - Oczywiście nikt poza nami tego nie zauważył, nie usłyszał.

Ekipa nagrywająca spotkania przy stole też dorzuciła swoje trzy grosze.

- To byli bardzo sympatyczni ludzie – opowiadają pabianiczanie. - Dość szybko złapaliśmy kontakt z operatorami i oświetleniowcami. Byli bardzo przyjaźni, otwarci na nas, mieliśmy poczucie, że starają się nas dobrze pokazać, a nie szukać potknięć. Nawet te niedopieczone ziemniaki zostały w taki żartobliwy sposób pokazane.

Były jednak obawy.

- Zwłaszcza dotyczące tego jak wypadniemy – dodaje Karol. - Ale wszystko zostało zmontowane ze smakiem i nawet odrobiną czułości do nas. Nie zrobili nam krzywdy. To był bardzo ciepły i zabawny odcinek. nie żałujemy udziału w programie, mammy cudowna pamiątkę.

Przed czujnym okiem kamery jednak nic się nie ukryje.

- Wszystkie moje grymasy były pokazane – dodaje Ada. - Bo niestety trafiłam na grzyby w jednym z zaserwowanych dań, a naprawdę ich nie lubię. Spróbowałam jednak i kolację zjadłam.

Karol zmierzył się z mizerią na słodko.

- Nie lubię jej, a była na pierwszej kolacji – dodaje. - Zresztą zgodnie z naszymi przewidywaniami, o czym wspomniałem przed samą kolacją, gdy czytaliśmy menu konkurencji. Był cały mój wywód o tym, że najgorsze jest to, że musisz zjeść spróbować, żeby potem nie było nikomu przykro. Nie mogłem się potem dziwić, że kamera „najechała” na mnie jak przyszło do jedzenia mizerii.

Kulinarnie posumowanie.

- Spodziewaliśmy się u pozostałych par bardziej wyszukanych smaków – dodaje Karol. - A pierwsza kolacja to był typowo polski obiad – kotlet mielony, ziemniaki, mizeria i zalewajka. - Ostatnia kolacje była smaczne ale to było również domowe jedzenie. Ja spodziewałam się bardziej oryginalnych dań, na przykład inspirowanych podróżami. Pierwsza kolacja wygrywała atmosferą, ostatnia zdecydowanie smakiem. My pomysłem, ale nie wyszło do końca.

Wszystkim się jednak podobało.

- Rodzinie, znajomym, otrzymaliśmy też sporo gratulacji, bo postanowiliśmy, że na wizji ogłosimy, nasze zaręczyny i wspomnimy o zbliżającym się ślubie. A nie wszyscy o tym wiedzieli – dodaje Karol.