Właśnie kręci reklamę Martini. Wcześniej w jego spocie T-Mobile zagrał znany aktor Jan Nowicki i… gigantyczne bańki mydlane. Kto to taki? To 28-letni pabianiczanin Rafał Nagiecki.

Skończył Akademię Sztuk Pięknych. Jego rysunki możemy właśnie oglądać na wystawie w naszym Zamku. Nie wszystkie, bo część została już kupiona i wywieziona do Szwecji.

Nie nazywa siebie artystą plastykiem.

- Nie chciałem nigdy być artystą, tylko profesjonalistą – wyznaje Rafał Nagiecki, head of design i art director w potężnej Agencji Reklamowej G7. - Co robię w pracy? Od dwóch lat produkuję reklamy telewizyjne.

Pracuje dla telefonii komórkowej T-Mobile i Heyah. Kręci reklamy dla sprzedawcy wina Martini. Pracuje dla Ferrero, producentów czekoladek i batoników Duplo. Wymyślał też spoty reklamowe Kredyt Banku i towarzystwa ubezpieczeniowego Warta.

- Najpierw przychodzi klient i mówi, co chce reklamować, do kogo dotrzeć. Potem siadają do tego nasi od strategii i zastanawiają się, jak najlepiej dotrzeć do odbiorcy. Dopiero wtedy wkraczamy my, czyli ci od kreacji – Rafał tłumaczy zasady powstawania reklam telewizyjnych.

Dopiero wtedy powstaje na papierze scenariusz. Gdy klient go akceptuje, to spot najpierw rysują w formie komiksu. W ten sposób pokazują, jak chcą nakręcić reklamę telewizyjną, jakie będą ujęcia. Do tego dochodzą zdjęcia plenerów, tła.

- Mam szczęście współpracować z bardzo zdolnymi, kreatywnymi ludźmi. Są z nami najlepsi w Polsce reżyserzy, operatorzy. To przyjemność pracować w takim towarzystwie – przyznaje Nagiecki. - Często podróżujemy po świecie, bo jedziemy do miejsc, w których kręcimy reklamy.

Przez jego ręce przechodzą setki zdjęć kobiet, mężczyzn, dzieci. Dostaje je z agencji castingowych.

- Najpierw robię selekcję zdjęć. Z 600, 500 lub 300 wybieram pięć, dziesięć osób – mówi Rafał. - Ich zapraszam na recall. To osobista prezentacja. I bywa, że ma być kobieta, a przychodzi mężczyzna, bo zdążyła zmienić płeć.

Do reklamy batoników potrzebował sobowtóra Angeliny Jolie. Nikogo w Polsce nie znalazł, choć dziewczyny tłumnie odpowiedziały na ogłoszenie i stawiły się na castingu.

- I nagle dowiaduję się, że jest w Anglii najlepszy sobowtór tej aktorki. Oglądamy zdjęcia, filmy i jesteśmy zachwyceni. Zapraszamy ją na casting do Polski. Staje przed nami i przeżywamy szok, bo nie przypomina siebie ze zdjęć. I nie przypomina Angeliny. Jest grubsza o 10-20 kilogramów lub więcej. I zaczynamy poszukiwania od nowa – zdradza kulisy naboru.

Ile można zarobić za udział w reklamie? Różnie, w zależności od klienta i roli. Statysta dostanie od 200 zł. Ktoś grający większą rolę, czasem i 8.000 zł. Celebryta lub aktor 30.000-60.000 zł, a bywa, że dużo więcej.

Żeby dostać prawo kręcenia reklamy, trzeba czasami udowodnić, że jest się najlepszym zespołem.

- Przy rebrandingu strategicznego klienta usiedliśmy do stołu, właśnie do takiej bitwy na pomysły. Vis-à-vis były ekipy z Londynu, Włoch – wylicza. - Wygraliśmy, bo wymyśliłem te bańki mydlane. Moim pomysłem był też spot z odsłanianiem nowych billboardów. Zainteresowało to międzynarodową centralę klienta, dlatego reklamę zrobili Polacy.

Żeby bańki były najpiękniejsze, przyjechał do Warszawy najlepszy specjalista od baniek mydlanych na świecie.

- I nasza bajka przegrała z rzeczywistością, bo okazało się, że wiatr jest za silny i bańki nie chcą rosnąć. Marzyły mi się ze dwa razy większe, choć i tak wszystkim podobały się te, które są w reklamie – mówi Rafał.

Gdy kręcili reklamę batoników, reporter w filmie musiał wejść na drzewo, żeby podglądać znaną aktorkę. Znaleźli piękną willę, mieli piękną kobietę w czerwonej sukni, ale drzewa nie było.

- No to zbudowaliśmy to drzewo. Na dole były rusztowania i metalowa konstrukcja. Dopiero na wysokości dwóch metrów przymocowaliśmy konstrukcję sztucznie stworzonego przez modelarza drzewa, na którą wszedł chłopak ze spotu – zdradza kolejną historię. - Całe drzewo było sztuczne.

A jak już nakręcą reklamę, zmontują, to wtedy zaczynają się badania. Do studia przychodzi grupa. To osoby w różnym wieku i o różnym wykształceniu. Siadają przed ekranem i oglądają. Potem odpowiadają na pytania.

- A my siedzimy za szybą. Nikt nas nie widzi. Obserwujemy tylko reakcje widzów. Kiedyś świetna reklama źle wypadła w badaniach, bo ludziom nie spodobał się zielony szalik jednego z panów. Kto by pomyślał, że z takiego powodu reklama może być źle odbierana – wyjaśnia.

Na planie reklamy kręci się sztab ludzi. Jest osoba od ubierania i stylizacji. Ktoś inny zajmuje się światłem. Jest producent, reżyser, operator. Przychodzi też ktoś z firmy, która zamawia reklamę.

- I bywa, że nagle mówi, żeby tej pani zmienić żakiet na kurtkę. Albo po nakręceniu słyszymy, że nie o to im chodziło. Wtedy zaczynamy od nowa. To trudny kawałek chleba. Ale te najlepsze reklamy trafiają na konkursy kreatywne – wyjaśnia.

Nagiecki dwa razy został już nagrodzony za swoją pracę zawodową. Ma dwie brązowe KTR-y - nagrody przyznawane przez Klub Twórców Reklamy. Jego rysunki i fotografie znalazły się w prestiżowym albumie „Współcześni”, który wydała galeria Adi Art. Tutaj obok artysty z Pabianic prace prezentuje 22 znanych artystów – m.in. Starowieyski, Chromy, Szaybo, Tomaszewski. Rysunki Rafała tam pokazane już zostały kupione. Wyjechały do Szwecji. Za fotografie dostał nagrodę od Stowarzyszenia Fotografików Łódzkich. W czwartej konkursowej edycji Good 50x70 jury wybrało 210 plakatów spośród 2.357 nadesłanych z 81 państw. Wśród wyróżnionych znalazł się plakat pabianiczanina.

- Mam szczęście do nagród. Jeszcze na studiach dostałem nagrodę Ministra Kultury i mogłem pół roku studiować pod Manchesterem – wspomina.

Rafał urodził się w rodzinie artystów plastyków z Pabianic. Jego rodzice Renata i Janusz Nagieccy to projektanci mody. Z pokazami zjechali pół Europy. Kolekcje pret-a-porter wystawiali w kilku stolicach mody: Paryżu, Londynie, Düsseldorfie. Nie zostali na Zachodzie. Z uporem maniaka wracali do Pabianic. Ale nie oni uczyli rysować syna. Na pierwsze lekcje rysunku chodził do Norberta Hansa.

- Gdy uczyłem się w liceum, chciałem być prawnikiem – przyznaje. - Wtedy tata powiedział mi, żebym w życiu koncentrował się na tym, co lubię robić, a nie na tym, co mi da duże pieniądze. Tłumaczył, że jeśli będę dobry w tym, co lubię, to będę też w stanie się z tego utrzymać – wspomina Rafał Nagiecki. - I miał rację. Dobrze, że go posłuchałem. Zawsze lubiłem rysować. Rzeczywiście, w reklamie zarabia się bardzo dobrze. I jeszcze się podróżuje po świecie.

Jednak są cienie pracy w wielkiej agencji reklamowej.

- Nie mam czasu na życie rodzinne. Czasami pracujemy przez kilka tygodni bez weekendów, od rana do nocy – uchyla rąbka tajemnicy. - To cena, którą się płaci.

Ale nie w reklamie poznał swoją dziewczynę Natalię Schiller, która jest modelką, dziennikarką i krytykiem literackim.

- Poznałem ją przez moje zdjęcia. Spodobały jej się – mówi Rafał. - Natalia też jest osobą zajętą. Jako modelka pracowała przez kilka miesięcy w Tokio.

Skończyła psychologię, a teraz kończy drugi fakultet - kulturoznawstwo. Pisze o sztuce do polskich miesięczników.

- Za chwilę wyjeżdżam na kilka miesięcy do Londynu, by szkolić się w prestiżowej międzynarodowej siedzibie agencji reklamowej i przyglądać się, jak oni to robią – mówi Rafał. - Od dwóch lat nie mam czasu, żeby robić coś dla siebie. Dużo pracuję. Ale bardzo cieszę się z tego Londynu.

 

Ukończone uczelnie: University of Huddersfield na kierunku Advertising&Graphic Design i Akademia Sztuk Pięknych im. Strzemińskiego w Łodzi na kierunku grafika projektowa. W Pabianicach ukończył II Liceum Ogólnokształcące.