Na zreazlizowanie zadania miał 9 dni. Wyruszył 2 czerwca. Od początku pogoda nie sprzyjała.

- Niestety, ale cały czas mi padało. Przez to byłem bardzo zmęczony, ale trzymało mnie to, że jadę w szczytnym celu. Kiepską pogodę miałem przez siedem z dziewięciu dni podróży. Ostatecznie jednak jestem zadowolony – mówi Jarzębski.

Codziennie miał do pokonania średnio 260 kilometrów. Zatrzymywał się m.in. w Bydgoszczy, Gdańsku, Koszalinie, Szczecinie, Poznaniu, Wrocławiu i Bełchatowie. Do Łodzi wrócił 10 czerwca. Odmeldował się na mecie, która była w Pasażu Schillera o godz. 13.00.

Początkowo przejazd miał się odbyć na trasie Budapeszt – Łódź. Plany pokrzyżowała epidemia koronawirusa.

- Trudno. Może kiedy indziej będę miał możliwość zrobienia tego wyczynu. Trasa została zmieniona, ale najważniejsze, że ostatecznie cel został osiągnięty i wsparłem dzieci z fundacji – dodaje.

Wyczynowi towarzyszyła zbiórka na rzecz niepełnosprawnych dzieci z fundacji Dom w Łodzi. Zebrano ponad 13 tys. zł.

- Pan Krzysztof jest naszym przyjacielem. Podziwiamy jego charyzmę i upór w podejmowaniu kolejnych sportowych wyzwań. Kibicujemy mu z całego serca, bo rekordy, które bije są ważnym sygnałem dla osób z niepełnosprawnościami: „nie poddawaj się - Ty też możesz żyć pełnią życia”. Pan Krzysztof jest inspiracją dla naszych dzieci. Bardzo się cieszymy, że tym razem pojechałwłaśnie dla nas – mówi Jolanta Bobińska, prezes fundacji Dom w Łodzi.

Pabianicki sportowiec podjął się już wielu wyzwań pokonując tysiące kilometrów na spejcalnym rowerze napędzanym siłą własnych rąk. Na mecie zaprezentował nowy handbike, którym teraz będzie jeździł i miejmy nadzieję osiągał kolejne sukcesy. Pabianiczanin jest zawodnikiem łódzkiego ŁKS-u.