Panowie Marcin i Krystian są kierowcami autobusu.

U pierwszego z nich budzik dzwoni o 2.50.

- Ja i tak nie mam najgorzej – mówi pan Marcin. - Są kierowcy, którzy dojeżdżają spoza Pabianic. Oni muszą wstać o 2.30.

O tak wczesnej porze pan Marcin rezygnuje ze śniadania. Goli się, myje i wychodzi do pracy.

- Kiedyś wstawałem pół godziny wcześniej i piłem kawę przed wyjściem, ale teraz wolę dłużej pospać – przyznaje.

Kanapki do pracy przygotowują dzień wcześniej, wieczorem.

Na zajezdnię kierowców zabiera autobus służbowy, który objeżdża całe miasto.

Ma określoną trasę. Wychodzę na przystanek najbliżej domu – dodaje pan Marcin.

Pierwszy autobus wyjeżdża z zajezdni o godzinie 3.58. To kurs „265” do Pawlikowic. Kierowca, który nim jedzie, chce być co najmniej 20 minut wcześniej w zajezdni.

- Musimy przygotować autobus – tłumaczy pan Krystian. - Trzeba wszystko posprawdzać, zanim się wyruszy na trasę.

Pierwszy kurs zazwyczaj jedzie pusty. Dopiero autobus wracający z Pawlikowic do Pabianic jest wypełniony pasażerami, którzy dojeżdżają do zakładów.

- Ja bym mógł ciągle pracować na rano. 8 lat tak jeździłem i pasowało mi to – mówi.

Praca na poranną zmianę ma swoje plusy. Kierowcy kończą ją o 13.30.

- Cały dzień jeszcze przed nami – dodaje pan Marcin. - Popołudniową kończymy przed 23.00, więc 23.30 jesteśmy w domu. Gdy tak pracuję, to prawie się nie widzę z żoną. Ja wracam z pracy, a ona już kładzie się spać.

Pan Krystian 28 lat pracuje jako kierowca autobusu. Przez 8 lat jeździł na porannych zmianach.

 - Przyzwyczaiłem się wtedy do tego stopnia, że budziłem się sam o 3.00. Czy to święto, czy nie – opowiada.

Pan Krystian też zrezygnował ze śniadania przed wyjściem do pracy.

- Źle to na mnie działa, staję się bardziej senny – tłumaczy.

Obaj wolą zjeść posiłek podczas przerwy.

- Między 8.00 a 9.00 mamy przerwę. Między kursami też czasem jest nawet 20 minut przerwy, więc możemy coś zjeść.

W czasie zmiany robią od 10 do 12 kółek po mieście. Jeżdżą w tym czasie na różnych liniach.

Panowie kładą się spać późno, bo o 22.00-23.00.

- Przyzwyczailiśmy się. Ja im dłużej śpię, tym bardziej jestem niewyspany – mówi pan Marcin. - Ale mamy kolegów, którzy idą spać o 19.00.

Najgorzej wstaje im się ostatniego dnia pracy. 5 dni jeżdżą na porannych zmianach, jeden lub 2 dni mają wolne i kolejne 5 na popołudniowych. 

Panowie przyznają, że czasem ucinają sobie drzemkę w ciągu dnia.

 - Jak popołudniu nie mam nic do roboty, to czasem po obiedzie na chwilę przymknie mi się oko – mówi pan Krystian. - Taka drzemka robi mi lepiej niż dodatkowe kilka godzin snu rano.

    

Piekarz kładzie się spać, kierowca wstaje

    

Wbrew pozorom, to nie piekarze muszą się zerwać z łóżka wczesnym rankiem.

- Większość pracuje na nocną zmianę – tłumaczy Michał Nowak, kierownik piekarni „Społem” PSS. - Najwcześniej przychodzą kierowcy i magazynierzy.

Kierowcy, którzy rozwożą pieczywo do sklepów, zaczynają pracę o 2.00 w nocy. Na godzinę 3.00 przychodzą pracownicy magazynu. Biuro zaczyna pracę o 5.00.

Na porannej zmianie pracuje 13 osób.

- Nie pamiętam, kiedy ostatnio któryś z pracowników się spóźnił – mówi kierownik. - Chyba częściej nawet zdarza się to na popołudniowej zmianie, ale to dlatego, że coś komuś wypadło do załatwienia.

W ciągu nocy piekarze wyrabiają 5.000-6.000 sztuk pieczywa.

Pierwsi kierowcy zaczynają wyjeżdżać 3.30, by dostarczyć świeże bułki do sklepów jeszcze przed ich otwarciem. Pracę kończą o godzinie... 10.00.

Pan Michał sam przez kilkanaście lat pracował na nocną zmianę, jako piekarz. Teraz przychodzi na poranną.

- Mnie to pasuje. Nie mógłbym pracować od 9.00 do 17.00 – mówi. - Przecież jak ktoś tak pracuje, to po pracy już nic nie załatwi. Trzeba wziąć dzień wolny, żeby iść do urzędu.

 

7.00 to środek dnia!

 

Pan Tadeusz (55 lat) codziennie zrywa się z łóżka o godzinie 3.00. Jest spedytorem w zakładzie cukierniczym. Pracę zaczyna o 4.00. Pracuje tak już 7 lat.

- Przez ten czas się przyzwyczaiłem. Budzę się sam, jeszcze przed budzikiem. Czekam, aż zadzwoni i wstaję – opowiada.

Zanim wyjdzie, pije gorącą herbatę, goli się i myje.

 - Nic nie jem przed pracą, ale zawsze muszę się napić czegoś gorącego – tłumaczy.

 Po 30 minutach jest gotowy do wyjścia.

Do pracy w Ksawerowie dojeżdża rowerem. Zajmuje mu to pół godziny. W zakładzie zajmuje się kompletowaniem i rozdzielaniem zamówień do firm, sklepów i prywatnych klientów.

- W pierwszej kolejności muszą wyjechać bułki słodkie, żeby były w sklepach jeszcze przed klientami – mówi. - Później realizujemy zamówienia na ciasta, torty.

W pracy pabianiczanin także nic nie je. Twierdzi, że pracując przy słodkościach, nie ma już na nie ochoty.

- Czasem do kawy zjem jakieś ciastko, ale nie mogę za często – mówi, klepiąc się po brzuchu. - Jakbym tak codziennie jadł, to bym dopiero wyglądał...

 Najwięcej pracy w zakładzie jest w sezonie przedświątecznym.

 - Szczególnie teraz jest bardzo dużo zamówień na firmowe wigilie – opowiada.

 Zazwyczaj pan Tadeusz pracuje do godziny 12.00. Przed świętami zostaje w pracy dłużej, by wszystkie słodycze trafiły do klientów.

- Za to po świętach, gdy ludzie kupują mniej ciast, w domu jestem nawet o 10.00 – mówi.

Nie narzeka na godziny pracy.

- Wszystko ma swoje plusy i minusy. Kończę wcześnie, więc jeszcze dużo mogę zrobić w domu, zająć się swoimi sprawami – tłumaczy. - Ale filmu późnym wieczorem już nie obejrzę. Nie mogę siedzieć długo, bo rano byłbym nieprzytomny.

Spać kładzie się o 21.00. Wystarcza mu 6 godzin snu.

- Po obiedzie kładę się jeszcze na godzinkę – zdradza.

W wolne dni pan Tadeusz może pospać dłużej.

- I tak budzę się o 3.00, ale odwracam się na drugi bok i śpię dalej – mówi.

Gdy nie idzie do pracy, wstaje o 7.00.