Na śniadanie dali mu do celi makaron na mleku i pasztetową z chlebem posmarowanym margaryną. Tak zaczął się pierwszy dzień aresztowanego Lecha M. – pabianiczanina, do niedawna szefa „skarbówki”.

PRZYSZLI RANKIEM

W czwartek o godzinie 6.00 do podłódzkiej willi 56–letniego Lecha M. zapukali oficerowie Centralnego Biura Śledczego policji. Gospodarz jeszcze spał. W obszernym, bardzo wygodnym domu Lech M. mieszka z drugą żoną i kilkuletnim dzieckiem. Oficerowie kazali mu się ubrać i wsiadać do policyjnego samochodu. Zawieźli go do lekarzy – kardiologa i psychiatry. To dlatego, że od kilku miesięcy szef „skarbówki” leczy się na serce i skarży na złe samopoczucie. W lipcu próbował popełnić samobójstwo, połykając sporą dawkę leków.

Po badaniach lekarze uznali, że stan zdrowia Lecha M. jest dobry – pozwala siedzieć za kratkami. Policjanci zawieźli dyrektora na przesłuchanie do Prokuratury Okręgowej przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Przesłuchanie trwało całe popołudnie. Wieczorem na wniosek prokuratora sąd aresztował Lecha M. O godzinie 19.00 prosto z sądu przy placu Dąbrowskiego dyrektor pojechał do aresztu śledczego przy ul. Smutnej. Lech M. był zaskoczony. Nie wziął z domu drugiej koszuli, szczoteczki do zębów i skarpet na zmianę. Dostał pryczę w wieloosobowej celi. Spać poszedł bez kolacji.

W piątek obudzili go o godz. 6.00. Śniadanie dostał o 6.50. Potem przez godzinę chodził po spacerniaku. W celi ma telewizor i gazety. Za kilka dni żona będzie mogła przynieść mu bieliznę, spodnie, koszulę i sweter.

CO WIE PROKURATOR

Prokurator przedstawił Lechowi M. dwa zarzuty: przyjęcie łapówki i kłamstwa w zeznaniach majątkowych. Łapówkę (co najmniej 87.000 zł) mieli dać Krzysztof i Wiesława G. – właściciele firmy produkującej klej super glue. Oboje chcieli, by dyrektor „załatwił” im przychylność urzędników skarbowych. Rodzina G. miała ogromne kłopoty. Kontrola w ich firmie wykazała, że w 1998 roku nie zapłacili 3.100.000 zł podatku dochodowego, a w 1999 roku
– 3.700.000 zł.

Według prokuratora, łapówka przeszła z rąk rodziny G. do rąk Lecha M. przez zaufanego człowieka – mieszkańca Szczecina, N. Nie była to gotówka w teczce. Podejrzani mieli wymyślić sprytniejszy sposób. Najpierw szef „skarbówki” kupił w Łodzi działkę przy ul. Kleeberga. Potem rodzina G. odkupiła ją przez zaufanego człowieka – płacąc dużo więcej, bo 380.000 zł.

– Według fachowców od wyceny ziemi, działka nie była warta więcej niż 293.000 zł – mówi prokurator Jolanta Badziak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.

Różnica między ceną zakupu a ceną sprzedaży była łapówką dla szefa Izby Skarbowej.

– Od tego zakupu Lech M. uzależniał ewentualną pomoc w postępowaniu odwoławczym Urzędu Kontroli Skarbowej – mówi podinspektor Jarosław Berger, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji.

Zdaniem policji, szef „skarbówki” wziął łapówkę, ale nie pomógł. Rodzina G. została zatrzymana w kwietniu pod zarzutem wyłudzenia od Skarbu Państwa zwrotu wielu milionów podatku VAT. Wtedy opowiedziała o łapówce.

SKĄD MIAŁ TAKI MAJĄTEK

– Lech M. jest podejrzany także o zaniżenie wartości swojego majątku w oświadczeniu składanym przez urzędników państwowych – mówi prokurator Badziak. – Podanie nieprawdy narusza przepisy ustawy o ograniczeniu działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne.

Lech M. miał aż czterokrotnie zaniżyć wartość majątku w zeznaniach składanych corocznie w Ministerstwie Finansów. Chodziło o kwoty od 76.000 zł do 217.000 zł. Pieniądze były złożone na lokatach bankowych, o których Lech M. nie wspomniał w oświadczeniu majątkowym. Do tej pory nie ustalono, skąd miał aż tyle pieniędzy. Jako dyrektor Izby Skarbowej Lech M. zarabiał 10.000 zł miesięcznie.

CO MU GROZI

Za podanie nieprawdy w zeznaniach majątkowych Lechowi M. grozi kara do 5 lat więzienia. Za przyjęcie łapówki – do 10 lat więzienia.

Policja twierdzi, że sprawa Lecha M. to tylko część dużego śledztwa przeciwko zorganizowanej grupie przestępczej, która korumpowała wysokich urzędników państwowych. Zapowiada dalsze zatrzymania.



GORĄCE OPINIE

Gdy informacja o zatrzymaniu Lecha M. pojawiła się w Internecie, z całej Polski napływały komentarze i opinie. Oto kilka z nich:

„Biedaczysko, nie zdążył skorzystać z abolicji”.

„Zdąży, bo na razie jest tylko zatrzymany. A jeśli nawet go aresztują, to zaraz wyjdzie za kaucją, złoży zeznanie o nieujawnionych dochodach, zapłaci 7,5% podatku i będzie czysty”.

„Chyba był zbyt daleko od koryta, bo kolesie go nie zawiadomili”.

„Urzędnicy bez sumień, etyki, a miały być wyłącznie czyste ręce. Zamiast amnestii podatkowej, panie ministrze finansów, należy odwołać wszystkich tego pokroju urzędników i obsadzić wolne etaty ludźmi uczciwymi. W Polsce ich nie brakuje. Co roku kończy studia wielu jeszcze niezdemoralizowanych ekonomistów.

„Aresztować wszystkich szefów urzędów skarbowych i nie mianować nowych, to od razu ruszy gospodarkę”.

„Czy w Polsce zdarzy się jakiś dzień bez kolejnej afery na wysokim szczeblu. A niektórzy twierdzą, że żyjemy w normalnym kraju. Jak to jest normalność, to ja wolę stary system – komunę”.

„A kto w przyszłości zatrzyma zatrzymujących? Przecież to Polska, tu wszyscy kradną”.