Życie Pabianic dowiedziało się, że prokuratorzy są na tropie nieuczciwych lekarzy i aptekarzy. Zaciska się pętla wokół co najmniej czterech doktorów.

- Ujawniliśmy wiele wątków i mechanizmów wyłudzania pieniędzy z NFZ - przyznaje Krzysztof Ankudowicz, szef pabianickiej prokuratury.

Wszystko zaczęło się w lipcu. Wtedy to policjanci z Łodzi urządzili nalot na sześć aptek w naszym mieście. Byli przy Wyspiańskiego, Łaskiej, Kilińskiego, na Starym Rynku, w aptece na Zielonej Górce i Kauflandzie. To tam za jeden grosz można było kupić lek na krążenie - Clexane. Lek ten kosztuje od 70 do 135 zł (w zależności od dawki). Ale pacjent płaci tylko kilkanaście złotych. Różnicę refunduje aptekarzowi Narodowy Fundusz Zdrowia. To właśnie NFZ sprowadził policjantów, bo zauważył, że w Pabianicach leku Clexane przepisywano wyjątkowo dużo.

Wkrótce do akcji wkroczyli policjanci z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Wojewódzkiej. Życie Pabianic ustaliło, że przeszukali gabinet doktora M. przy ulicy Kilińskiego. Wpadli tam znienacka, gdy lekarz przyjmował pacjentów.

- Ze zrozumiałych względów osoba, u której dokonano przeszukania, nie została o tym uprzedzona - tłumaczy Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji. - Prowadzimy czynności w sprawie wyłudzeń na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia.

Policjanci sprawdzali, jakie dawki leku Clexane ordynował lekarz. Skontrolowali też kilka aptek i kolejne gabinety lekarskie. Sprawdzali historie chorób pacjentów. Porównywali wpisy medyczne z receptami, za które płacił NFZ.

- To jeden ze sposobów kontrolowania refundacji leków - mówi Błażej Torański z łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.

W ten sposób odkryto, że sześciu lekarzy z naszego województwa i jeden farmaceuta, właściciel apteki, wyłudzili z NFZ 200.000 zł za refundację leków. Wpadli interniści, urolodzy i chirurdzy.

O skali nieuczciwości pabianickich lekarzy, prokurator na razie mówi niewiele.

- Sześć tomów akt przekazaliśmy już do Prokuratury Okręgowej - ujawnia prokurator Ankudowicz. - Trafiły na łódzki Widzew, gdzie są prowadzone dwie podobne sprawy.

Naszymi lekarzami interesuje się także Prokuratura Rejonowa Łódź-Śródmieście. To na jej polecenie policjanci przeszukali gabinet przy ul. Kilińskiego.

Wiadomo już, że były trzy sposoby wyłudzania pieniędzy. Pierwszy to wypisywanie recept na drogie leki dla "martwych dusz" (nieistniejących pacjentów). Recepty realizowano w zaprzyjaźnionej aptece. Potem farmaceuta występował o refundację leku. Pieniędzmi dzielił się z lekarzem.

- Oprócz recept na Clexane były wystawiane recepty na drogie leki stosowane w leczeniu nowotworów prostaty: Dipherelinza i Zoladex - mówi Torański. - Ich cena to około tysiąc złotych. Pacjent płaci tylko symboliczne grosze.

Drugim sposobem było dawanie leku (darmo) pacjentowi i wystawianie na jego nazwisko "drogiej" recepty.

- Lekarze proponowali pacjentom, że sami załatwią bezpłatne leki - opowiada Torański. - Pacjent dostawał lekarstwo, a lekarze wypisywali recepty i brali refundację.

Trzeci sposób polegał na przerabianiu recept. Wysyłano pacjentów do zaprzyjaźnionej apteki, która miała atrakcyjne promocje. Tam farmaceuta realizował receptę. Wydawał choremu lek, a receptę przerabiał tak, by Fundusz Zdrowia zapłacił mu nie za jedną dawkę leku, ale nawet za kilkanaście dawek.

Śledztwo było prowadzone w takiej tajemnicy, że nie dowiedziała się o nim nawet Okręgowa Izba Lekarska.

- Nic nie wiem o podejrzeniach w stosunku do naszych lekarzy - mówi dr Grzegorz Krzyżanowski, szef Izby. - Nie zostaliśmy oficjalnie poinformowani o sprawie.