Antoś Świech wyleciał do USA 25 września. Miał mieć podany Melphalan - lek, który miał dotrzeć bezpośrednio do guza, by go zlikwidować i ocalić nerwy wzrokowe. Tymczasem, jak informuje rodzina, Antoś bez leczenia w poniedziałek wróci do Polski. Dlaczego?

Zobacz: Antoś leci do Stanów. Przyjaciele rodziców dziękują za pomoc

- Dr Abramson dokładnie zbadał oczka naszego małego dzielnego lwa - relacjonują rodzice. - Niestety okazało się, że w obu są aktywne zmiany nowotworowe. Od razu zastosował laser na jedno i laser razem z krioterapią na drugie oczko. Najbardziej jednak zaskoczyło nas to, co powiedział o guzie, z którym tak naprawdę tu przylecieliśmy, nastawieni na przyjęcie 2 dawek niszczącej guza, ale też toksycznej, uszkadzającej w pewnym procencie wzroku chemii pod postacią Melfalanu.

Jak brzmiała zaskakująca diagnoza? Guz Antka jest nieaktywny, a wpuszczanie do oczka toksyny - zbędne. Jak zapewnił lekarz, jeśli zmieni się to w jakimś momencie, z dnia na dzień zostanie wyznaczona data operacji.

A co z finansami, które pabianiczanie tak szczodrze przelewali na konto fundacji Sie Pomaga?

- Pieniądze zebrane z waszą pomocą na podanie jednej, a tak naprawdę dzięki nadwyżce nawet na półtorej dawki Melfalanu, pozostają zamrożone na koncie fundacji Sie Pomaga. - wyjaśniają darczyńcom bliscy malca. - Siatkówczak to podstępny i nieprzewidywalny przeciwnik, potrafi zaatakować nawet po kilku latach uśpienia i zawsze musimy być na to gotowi psychicznie. A dzięki Wam gotowi jesteśmy na tę walkę od strony finansowej, dziękujemy!

Niestety, radość rodziców nie oznacza spokoju. Choć nie ma potrzeby ingerencji medycznej, oczy Antosia muszą być co miesiąc kontrolowane w klinice w Stanach Zjednoczonych. Jeśli guz się uaktywni, każdy z pobytów może zmienić się w kilkutygodniowe, aktywne leczenie.