- Rzadko się zdarza, by ktoś chciał adoptować naszych podopiecznych - mówi z goryczą Arkadiusz Janicz, dyrektor Domu Dziecka w Porszewicach. - Od trzech lat nie było takiej sytuacji.

Paweł ma 8 lat. Piotr jest starszy o 3 lata. Właśnie spędzają miesiąc z przyszłymi rodzicami - Amerykanami polskiego pochodzenia. To po to, by dzieci i rodzice mogli się poznać. W połowie stycznia Paweł i Piotr wrócą do domu dziecka, żeby pożegnać się z kolegami.

- W Ameryce jest bardzo trudno adoptować dziecko - tłumaczy dyrektor Janicz. - Jeszcze trudniej sprowadzić dziecko zza granicy. No i jest to bardzo kosztowne.

Amerykanie - kandydaci na rodziców, przeszli specjalistyczne badania. Gdy zdali egzaminy na mamę i tatę, wzięli udział w szkoleniach prowadzonych przez psychologów i pedagogów. Musieli też udowodnić, że stać ich finansowo na adoptowanie dzieci.

- To małżeństwo po czterdziestce. Mają własne, 18-letnie dziecko - mówią w Porszewicach. - Są zamożni. Mają dwa domy: w Nowym Jorku i na Florydzie. Pół roku mieszkają w jednym, pół roku w drugim.

Piotra i Pawła dla amerykańskich rodziców wyszukał adwokat. Informacje o chłopcach zdobył w światowej bazie danych dzieci gotowych do adopcji.

- Bracia są u nas czwarty rok. Od trzech lat szukaliśmy dla nich rodziny w Polsce. Bezskutecznie. Dlatego ich dane personalne znalazły się w banku światowym - tłumaczy wicedyrektor Marzena Krzewińska.

Chłopcy nie są pierwszymi dziećmi, które z Porszewic wyjadą do Ameryki. Cztery lata temu nowych rodziców znalazło rodzeństwo: 6-letnia Iza i 11-letni Adrian. Dołączyła do nich 3-letnia siostrzyczka, która była w innym domu dziecka.

- Piszą do nas kartki, dzwonią, przysyłają faksy - wylicza pani Krzewińska. - Raz w roku w Stanach Zjednoczonych spotykają się wychowankowie Domu Dziecka z Porszewic. Piknik organizuje ośrodek adopcyjny. Stąd wiemy, jak im się tam wiedzie.

Od wojny w USA zamieszkało około 20 dzieci z naszego domu dziecka. Kasia, Marta i Tadek wyjechali w 1996 r. do Francji. Rok później rodzinne domy znaleźli tam kolejni wychowankowie - Piotrek i Paweł. W sumie w ciągu ostatnich 15 lat nad Loarą zamieszkało 10 dzieci. Do Włoch wyjechała 9-letnia Kamila. Mieszka tam już 3 lata. Nieuleczalnie chory na trzustkę Patryk wyjechał do rodzinnego domu dziecka w Belgii. Miał do niego dołączyć Maciek, szykowany do przeszczepu nerki. Zamiast niego do Belgii pojechał młodszy brat - Kuba. Ale tylko z wizytą.

- Od pięciu lat jeżdżę tam na wakacje i święta - mówi 17-letni dziś Kuba. - W ciągu najbliższych tygodni sąd zdecyduje, czy dostanę zgodę na rodzinę zastępczą w Belgii. Bardzo bym chciał, bo Belgowie to fantastyczni ludzie.

Dom, o którym marzy Kuba, to trzypiętrowa willa za miastem. Mieszka w nim sześcioro dzieci, dla których Belgowie są rodziną zastępczą. "Ich" dzieci przyjechały z całego świata. Są ciężko chore lub niepełnosprawne. Opiekuje się nimi 50-letnia Godelieve i jej przyjaciel Christan.

- W październiku skończę 18 lat i wtedy nie będę potrzebował zgody sądu na wyjazd. Sam do nich pojadę - dodaje Kuba. - Ufam im. Obiecali, że znajdą mi pracę i pomogą zaplanować przyszłość. Uczę się na kucharza. Gdy ostatnio tam byłem, załatwili mi praktyki w restauracji. Teraz w domu dziecka wypiekam belgijskie ciasta według przepisów z książek kucharskich, które przywiozłem.


***
DOM DZIECKA W LICZBACH

110 - tyle dzieci mieszka w Domu Dziecka w Porszewicach

10 - tylu wychowanków wróciło w zeszłym roku do rodziców

9 - tylu wychowanków zamieszkało w rodzinach zastępczych

0 - tyle dzieci adoptowano w ciągu ostatnich 3 lat