Aleksandra Socha przegrała z Rumunką Cataliną Gheorghitoaią w 1/16 turnieju szablistek i odpadła z Igrzysk Olimpijskich w Atenach.

Ola była załamana porażką. Płakała.

- Zawiodły mnie nerwy - mówiła przez łzy.

Ból był tym większy, że wcześniej wygrywała z Rumunką. Pierwszy pojedynek na olimpiadzie zaczęła dobrze. Prowadziła 8:5, 10:7. Wydawało się, że kontroluje wydarzenia na planszy. Jednak w pewnym momencie Gheorghitoaia zdołała odwrócić losy spotkania. Trafiała raz za razem, czuła się coraz pewniej. Wygrała 15:12.

- Nie wiem, co się stało - powiedziała w telewizyjnym studiu olimpijskim, gdzie przyszła z trenerem Arkadiuszem Roszakiem po walce. - Gdybym wiedziała, to bym wygrała. Mówiłam przed igrzyskami, że najważniejszy jest spokój, że muszę trzymać nerwy na wodzy. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. Jest mi bardzo przykro, ale muszę się z tym pogodzić.

W pierwszych minutach pojedynku było widać, że czuje się dobrze. Biła się pewnie, nie była spięta. W połowie walki, po ósmym trafieniu nastąpiła minutowa przerwa.

- Rumunka wróciła na planszę odmieniona. Ja niestety też. Im bliżej było końca, tym gorzej. Może przestraszyłam się, że wygram? - mówiła.

- Przerosła ją ranga imprezy. Ona jest silna psychicznie, ale młoda i jeszcze nigdy nie startowała na igrzyskach. Wiedziała, jakie są oczekiwania wobec niej i bardzo chciała im sprostać. Nie udało się - dodał Arkadiusz Roszak, trener Oli.

Mama Oli - Bronisława Socha (kiedyś świetna florecistka, dziś nauczycielka WF-u w Zespole Szkół nr 2), oglądała walkę w Sopocie. Tutaj mieszka jej starsza córka - Monika. Chciały wspólnie przeżywać emocje.

- Nie rozumiem, co się stało - mówi Bronisława Socha. - Przecież cały czas prowadziła. Pod koniec walki chyba za bardzo się rozluźniła. Może już widziała się w dalszej części turnieju.

Chwilę po porażce Ola zadzwoniła do Polski. Do mamy.

- Była zapłakana. Nie mogła sobie poradzić z przegraną - opowiada wzruszona mama.

Jeszcze w poniedziałek Ola była dobrej myśli.

- Czuję się dobrze. Nie mogę doczekać się startu. Chcę mieć to za sobą - pisała w e-mailu do redakcji Życia Pabianic.

Ale przyznała, że olimpiada zaczęła się dla niej pechowo. Dzień przed wylotem z Polski zatruła się. Dwa pierwsze dni w Atenach spędziła w ambulatorium pod kroplówkami. Była mocno osłabiona.

- Przed walką było już dobrze. Zapomniałam, że coś mi dolegało. Nie upatrywałabym w tym przyczyn porażki - przyznała szczerze.