Dzisiaj na cmentarzu rzymskokatolickim w Pabianicach odbył się pogrzeb 72-letniego mieszkańca Woli Zaradzyńskiej.
Pan Jan, przedsiębiorca i społecznik zmarł w ubiegły wtorek. Zakaził się koronawirusem w szpitalu im. Jonschera w Łodzi. Przez trzy tygodnie lekarze w zgierskim szpitalu walczyli o jego życie. Nie udało się.

Dziś urna z prochami mężczyzny spoczęła w rodzinnym grobie na cmentarzu przy ul. Kilińskiego w Pabianicach.

- Z prochu powstaniesz i w proch się obrócisz, ale nie całkiem umrzesz. Zostanie po tobie dobre wspomnienie twojego życia i dzieła - mowił ksiądz Ciebiada, proboszcz parafii Chrystusa Króla na Zatorzu.

Gdy składano ją do grobu zawyły syreny strażackich samochodów stojących przed cmentarzem. Pochyliły się sztandary OSP. W ostatniej drodze towarzyszyły zmarłemu orkiestra z Dobronia oraz strażacy ochotnicy z Gadki Starej i Gospodarza.
Było też pięciu księży  z okolicznych parafii, senator Maciej Łuczak oraz wielu znajomych, przyjaciół zmarłego i jego rodziny.

- To niepowetowana strata - powiedział nam Adam Topolski, wójt miny Ksawerów.- Zmarły był przedsiebiorcą, społecznikiem. To on organizował konne pielgrzymki do Częstochowy. Konie były jego pasją.

Pan Jan znany był z dobrego serca i szczodrej ręki. Ufundował wraz z żoną Henryką dzwon do nowego kościoła w Woli Zaradzyńskiej, a także pozłacaną ramę do obrazu Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy.