Bez wątpienia był to rok, który wywrócił wolontariuszom plany do góry nogami. Gdy rozpanoszyła się pandemia, zawiesili swoje sztandarowe działania.

- Nasze projekty były wcześniej skierowane do konkretnych grup. Teraz skupiamy się na indywidualnych potrzebach mieszkańców Pabianic. To dla nas nowe oblicze wolontariatu - mówi Agnieszka Jaksa, koordynatorka grupy.

Zaczęło się od (niby drobnej) pomocy seniorom i osobom przebywającym na kwarantannie. Wolontariusze zaoferowali się do robienia zakupów i wyprowadzania psów na spacery.

- Pomyśleliśmy, że skoro mamy potencjał, ręce do pomocy i chęci, to możemy dać z siebie jeszcze więcej – stwierdza koordynatorka.

I tak zrobili. W szybkim tempie powstawały kolejne akcje, m.in. #ZdalniePomocni”, której adresatami są dzieci i młodzież. Do dziś kilkoro z nich korzysta z pomocy w nauce.

Jedni się wykruszali, inni trwali

Gdy część wolontariatów w Polsce przestawała funkcjonować, dla pabianickich społeczników był to czas poszerzania horyzontów.

- Jesteśmy wśród nielicznych organizacji, które przekierowały swoje działania. Mamy jeszcze więcej pracy niż przed pandemią – twierdzi koordynatorka.

Skład grupy nieco wykruszył się przez ostatnie miesiące. Część ochotników wycofała się w obawie przed wirusem lub uznała, że nowe zadania im nie „leżą”.

Przeczytaj też: Na "Agrafkę" nie ma mocnych.

- Każdy ma indywidualne podejście. Ja to oczywiście rozumiem – usprawiedliwia kierowniczka.

W stałej gotowości do pracy czeka trzydziestu wolontariuszy. To głównie uczniowie szkół średnich i studenci. Są wśród nich też osoby pracujące.

- W styczniu miał odbyć się nabór, ale nie wyobrażam sobie przeprowadzić go przez internet. Poczekamy, aż sytuacja się unormuje. Mamy sporo chętnych. Zależy nam przede wszystkim na nawiązaniu stałej współpracy, nie tylko akcyjnej – podkreśla Jaksa.

W szufladzie szefowej leży też „lista rezerwowa”. Są na niej nazwiska mieszkańców Pabianic niezwiązanych z wolontariatem, ale zawsze chętnych do działania. W akcji #CzteryŁapyDoPomocy udzielają się m.in. wolontariusze fundacji Kundel Bury.

- Bez nich na pewno byśmy sobie nie poradzili. Bywa, że spacerów z czworonogami jest po kilkanaście dziennie. Od 10 października naliczyliśmy ich około 650 – wylicza koordynatorka.

Działania „Agrafki” wspierają także strażnicy miejscy i misja chrześcijańska Teen Challenge.

W czasie pierwszej fali pandemii, kiedy koronawirus wzbudzał najwięcej strachu, zainteresowanych pomocą wolontariuszy nie brakowało. Jak jest teraz?

- Spokojniej, co nie znaczy, że telefon przestał dzwonić. Od października zrobiliśmy ponad 60 razy zakupy, a kilkunastu seniorów podnieśliśmy telefonicznie na duchu. Kilku seniorów mamy pod stałą opieką.

Wolontariusze robią im zakupy, wyręczają w cięższych domowych obowiązkach, pomagają dotrzeć do lekarza lub towarzyszą podczas spacerów.

Przeczytaj: "Agrafka" pomoże w czasie pandemii.

Halo, w czym mogę pomóc?

Każda akcja Agrafki ma swojego prowadzącego, który rozdziela zadania między wolontariuszy. Kontakt z podopiecznymi odbywa się przez tzw. bezpieczne procedury.

- Naciągaczy nie brakuje, dlatego działamy tak, by uchronić przed nimi przede wszystkim seniorów – zapewnia Jaksa.

Jak to wygląda w praktyce?

Jeśli potrzebujemy pomocy przy zakupach, kontaktujemy się z koordynatorem. Ten spisuje zamówienie i podstawowe dane rozmówcy.

- Na jednym telefonie się nie kończy. Wyznaczony do zadania wolontariusz oddzwania do osoby proszącej o pomoc, potwierdza i „dopina” szczegóły zamówienia. To daje tę pewność, że nie mamy do czynienia z oszustem - wyjaśnia Agnieszka Jaksa.

Następnie wolontariusz udaje się pod wskazany adres, odbiera gotówkę i idzie po sprawunki. Ot, cała filozofia.

Dobro wraca

„Dziękuję” - tyle kosztuje pomoc wolontariuszy. Podopieczni jednak po swojemu starają się okazać swoją wdzięczność. Piszą wzruszające listy, dzieciaki przesyłają rysunki... Sami też służą pomocą.

- Pandemia obudziła w ludziach naturalną potrzebę niewymuszonej solidarności i to jest wspaniałe. Zdarza się, że osoby, którym pomogliśmy, włączają się w nasze akcje. Tak jak np. seniorka, pani Danusia.

To jedna ze stałych podopiecznych. Wolontariusze odwiedzają samotną kobietę 2-3 razy w tygodniu.

- Niedawno upiekliśmy z panią Danusią pyszne faworki, które postanowiła przekazać na aukcję internetową na rzecz ciężko chorej, niespełna rocznej Mai - opowiada wolontariuszka. - Wylicytowano je za 65 złotych!

Niemiłe sytuacje zdarzają się (na szczęście) rzadko. Nie każdy rozumie, że wolontariusze mają swoje codziennie obowiązki - pracę lub szkołę - i że zakupy nie dotrą „tu i teraz”. Przeszkoleni koordynatorzy ze spokojem podchodzą do takich przypadków i potrafią dyplomatycznie „spacyfikować” niecierpliwego rozmówcę.

- Słyszeliśmy też plotki, że zarabiamy na wolontariacie. Nie zniechęca nas to i dalej robimy swoje – z pasją, zaangażowaniem i uśmiechem na twarzach. Ludzie to doceniają najbardziej – zapewnia Agnieszka Jaksa.