Misy, kamertony, gongi, dzwony rurowe, monokuranty, kalimba, kij deszczowy – to skarby Katarzyny.

- To instrumenty. Wydają naturalne, antyczne dźwięki. W żaden sposób niezmienione przez człowieka, przez co harmonizują jego energię, dostrajając ciało do naturalnego, pierwotnego stanu zdrowia – tłumaczy naukowo.

Masaż dźwiękiem? Czy to żart? Nie! Pacjenci układają się na stole do masażu, a Katarzyna rozpoczyna koncert. Z kamertonami, misami w dłoniach wędruje wokół pacjenta i… gra. Od czasu do czasu uderzy w gong, zagra na wiszących pod sufitem dzwonach „solfeggio”, przesunie nad głową kij deszczowy, który do złudzenia przypomina majowy deszcz. Postawi misę na brzuchu i w nią delikatnie uderzy. Ciało drga. Czego można się spodziewać po takich kąpielach w dźwiękach?

- Przede wszystkim oderwania od rzeczywistości, czyli głębokiego relaksu i odprężenia – wyjaśnia terapeutka.

Jedni mają wrażenie, że unoszą się i są dźwiękiem. Inni odczuwają napięcia w ciele, które powoli puszczają. Ktoś może zobaczyć feerię barw w wyobraźni, a ktoś inny zaśnie. Na taki godzinny „koncert” dla czterech osób jedna z klientek przyprowadziła koleżankę.

- Okazało się, że dziewczyna cierpiała na migreny. Po pierwszej sesji migrena „wyszła” z jej głowy. Tak to nazwała. Teraz spotykamy się co tydzień na indywidualnych sesjach i migreny ustąpiły – opowiada terapeutka.

Jej pacjentami są dzieci, których choroba sprawiła, że rodzice musieli szukać innych sposobów na walkę o życie. Widzą poprawę. Przychodzą starsi i młodsi. Wielu z bezsennością.

- Większość to kobiety. Mam sukcesy w likwidowaniu problemów ze spaniem, z bólem. Pomagam przy rwie kulszowej, zapaleniu mięśni, bólach głowy. Często już po jednej sesji ból znika – przyznaje terapeutka.

Mało kto rozumie, co robi Kasia, grając na kamertonach, uderzając w ściankę misy czy w wiszący dzwon rurowy.

- To nie są cuda. Mam ukończone kursy poparte certyfikatami. Interesuję się tym od ponad 10 lat, a od prawie 3 lat prowadzę własną firmę i pomagam w ten sposób ludziom – wyjaśnia. - Ustanie bólów różnego pochodzenia to nie czarna magia, ale zamykanie osobistej siatki elektromagnetycznej. To fizyka opisana przez naukowców. A ja tego się nauczyłam i mam odpowiednie kamertony, by wykonywać ten zabieg.

Doświadczenie Katarzyna zdobywała „trenując” na rodzinie, rodzicach i znajomych.

- Mama cierpiała na rwę kulszową. Robiłam jej zabiegi w domu i w bardzo krótkim czasie zauważyła, że ból ustał. Tak odkryłam, że dźwięki też pomagają w tym przypadku – mówi terapeutka.

Jedną z ostatnich umiejętności, jaką zdobyła, jest masaż PeLoHa.

- To odprężający i bioenergoterapeutyczny masaż całego ciała - wyjaśnia. - Jest masażem dotykowym, jednak charakteryzuje go łagodność. Jego głównym zadaniem jest udrożnienie kanałów energetycznych w ciele. Wykonuje się go z ogromnym szacunkiem i miłością do drugiego człowieka, co sprawia, że osoba masowana czuje się wyjątkowo zaopiekowana i bezpieczna.

Czy pomaga?

- Na pewno relaksuje. A jeśli ktoś śpi potem jak dziecko, zapomina o bólu i na drugi dzień budzi się szczęśliwy, to mnie to cieszy – mówi Katarzyna. - W szpitalu, pracując na co dzień ze starszymi osobami, widzę, jak bardzo potrzebują tej dobrej energii.