Tym razem jego celem było dwukrotne pokonanie trasy pomiędzy Łodzią a Warszawą. Wyruszał z Pasażu Schillera w Łodzi, a w Warszawie z Placu Zamkowego. Wszystko po to, aby pokazać innym, w tym osobom niepełnosprawnym, że w pandemii nie wolno się poddawać.

- Cały czas można, a nawet trzeba pokonywać kolejne bariery, przeszkody i kłody, które nam życie rzuca pod nogi – mówi. - Mamy trudną sytuację. Nie można jednak zaprzestać treningów, aby nie wypaść z gry.

Pogoda dopisała. Krzysztof Jarzębski pokonał 720 kilometrów w pełnym słońcu i przy sprzyjającym wietrze.

- Najlepiej jechało się z Warszawy do Łodzi. Dosłownie pchał mnie wiatr. Tak naprawdę dzieki temu zadanie wykonałem trochę wcześniej – podsumowuje.

Nie obyło się bez przygód.

- Zdarzyło mi się, że niechcący zjechałem na „eskę”. Nie miałem obstawy jak zazwyczaj przy takich wyprawach, więc nie mogłem jechać trasą szybkiego ruchu. Na szczęście szybko znalazł się patrol policji, który włączył sygnał i asekurował mnie do najbliższego zjazdu – opowiada.

Zarówno w Łodzi, jak i w Warszawie Jarzębskiego witały władze miasta oraz parlamentarzyści.

Pabianicki sportowiec już zapowiada kolejne wyzwania. Chciałby w przyszłym roku przejechać kilka tysięcy kilometrów. Ma kilka pomysłów, ale nie wie co uda mu się zrealizować. To zależy od rozwoju sytuacji pandemicznej. Na razie wiadomo, że w tym roku odwołano Mistrzostwa Polski i inne zawody, w których corocznie Krzysztof Jarzębski zdobywał medale.

Pabianicki kolarz reprezentuje barwy Łódzkiego Klubu Sportowego. Na trasie udzielał wywiadów i rozdawał autografy kibicom.