Niedzielny obiad to coraz częściej pretekst do wyjścia z rodziną do restauracji, której nie traktujemy już tylko jako miejsce dobrego jedzenia, ale również jako okazję do zacieśnienia rodzinnych i towarzyskich więzi.

Coraz więcej pabianiczan jada poza domem.

- Sporo takich gości mamy w niedzielę – mówi Arkadiusz Łukomski, właściciel restauracji „U Arkadiusza” przy ul. Leczniczej 2. - Zamawiają tradycyjne obiady. Często jest to „półmisek szefa” - z kawałkiem polędwicy, filetem z kurczaka, zapiekanymi ziemniakami, surówkami i trzema rodzajami sosów.

W tygodniu restaurację odwiedzają najczęściej pary, zapracowani panowie i panie, które nie mają w domu czasu na gotowanie.

- Najczęściej to osoby po trzydziestce – dodaje właściciel. - Kobiety najchętniej biorą sałatki, panowie coś konkretniejszego.

To, co zamawiamy, zależy od pory roku i pogody.

- Zimą królowała kwaśnica z prażuchami i żeberkami – mówi Łukomski. - Powodzeniem cieszą się też dewolaje, schab z pieczarkami, zrazy.

Klienci za taki obiad zapłacą tu od 20 do 30 zł.

Do restauracji przenosimy się też chętnie z imprezami imieninowymi i urodzinowymi. To doskonała alternatywa dla zapracowanych pań.

- Takich uroczystości mamy u siebie coraz więcej – mówi Łukomski. - Terminy na kwiecień i maj są już zajęte. To imprezy na 15 do 25 osób. Najczęściej przygotowujemy je dla osób w przedziale wiekowym od 30 do 50 lat. „Osiemnastek” nie organizujemy, chyba że rodzinne.

Ubiegłoroczne badania „Polak na talerzu 2012” przeprowadzone przez TNS OBOP potwierdzają, iż regularnie poza domem stołuje się już co drugi z nas. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Nauk Społeczno-Ekonomicznych wynika, iż w ciągu ostatnich 3 lat liczba osób jedzących na mieście wzrosła o 50 proc.

 

(więcej w papierowym wydaniu gazety)