Instytut Pamięci Narodowej podaje na swojej stronie internetowej: "Zbigniew Dychto (...) Dnia 26.11.1985 zarejestrowany pod nr 51934 przez Ref. III RUSW Pabianice w kategorii Kontakt Operacyjny ps. "Zbyszek". 09.01.1990 zaprzestano dalszego opracowania. Materiały zniszczono w jednostce operacyjnej. Karta E-16 w kartotece zniszczeniowej WUSW Łódź".

Z zapisu tego wynika, że Zbigniew Dychto współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa - aparatem represji w PRL. Miało się to dziać w latach, gdy Dychto był dyrektorem Zespołu Szkół Zawodowych przy ul. Nowotki (dziś ulica św. Jana).

O przeszłość Zbigniewa Dychty pyta go Życie Pabianic:

Czy współpracował Pan ze Służbą Bezpieczeństwa?Czy był Pan kontaktem operacyjnym SB, jak informuje IPN?

- Nie. W oświadczeniu lustracyjnym, złożonym gdy zostawałem prezydentem Pabianic, napisałem, że nie współpracowałem. I taka jest prawda. Nie donosiłem nikomu na nikogo.

Czy funkcjonariusze SB kontaktowali się z Panem?

- Każda szkoła miała swojego "opiekuna z SB". Do mnie przychodził oficer SB Włodzimierz Fronczak. Najpierw dzień wcześniej się umawiał telefonicznie na uzgodnioną godzinę. Punktualnie zjawiał się w sekretariacie szkoły i sekretarka go do mnie wprowadzała. Nigdy nie spotykaliśmy się poza szkołą.

O czym rozmawialiście?

- On pytał o nastroje w szkole, jak ludzie. Odpowiadałem lakonicznie, że pracują. Jedyna osoba, o którą kiedyś zapytał, to była Bronka Socha, nauczycielka wychowania fizycznego. Ona była wtedy zastępcą przewodniczącego Solidarności. Jak oficer o nią pytał, odpowiedziałem, że pracuje i uczy. I nic więcej. Przecież głupi nie byłem i wiedziałem, że z każdego słowa za dużo powiedzianego esbekowi mogła zrobić się afera. Potem przychodził jakiś inny "opiekun szkoły" z SB. Nawet nie pamiętam jak się nazywał. Z tego co pamiętam, to do wszystkich dyrektorów szkół przychodzili tacy "opiekunowie z SB".

Wcześniej, bo w 1982 roku zakładał Pan w Pabianicach Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego - fasadową organizację popierającą stan wojenny generała Jaruzelskiego. Po co?

- Byłem zawsze bezpartyjny. No to przyszli do mnie, żeby ten PRON założyć. I tyle. To miało być w imię lepszej Polski.

 ***

Podobnie nieprzyjemności jak Zbigniew Dychto mają prezydenci kilku miast. IPN opublikował, że np. Marcin Zamoyski - prezydent Zamościa, w 1986 r. został zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik o pseudonimie „Hrabia”. Miał być wykorzystany do sprawy „Łaba” (rozpracowanie korespondentów krajów kapitalistycznych). Akta zdjęto z ewidencji w styczniu 1990 r., bo sprawę zakończono. „Materiałów o wartości operacyjnej nie uzyskano, a nieistotne dokumenty zostały zniszczone” - informuje IPN.

****

Kontakt operacyjny (KO) - osoba zarejestrowana przez Służbę Bezpieczeństwa jako osobowe źródło informacji. Z reguły kontakt operacyjny nie różnił się niczym od tajnego współpracownika. Był formą świadomej współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, ale bez wymogu podpisania zobowiązania do donoszenia. Człowiek zarejestrowany jako kontakt operacyjny dostawał niekiedy wynagrodzenie - najczęściej w postaci upominków lub alkoholu. Oficer prowadzący z SB nadawał mu pseudonim.
Różnicą między kontaktem operacyjnym a tajnym współpracownikiem było to, że kontakt operacyjny mógł być członkiem PZPR, a SB nie miała ochoty się starać we władzach partyjnych o zgodę na jego werbunek. Werbowanie członków partii było dozwolone jedynie w bardzo ważnych przypadkach i za zgodą pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
(źródło: Wikipedia)

 ***

Włodzimierz Fronczak - syn byłego prezydenta Pabianic, Stanisława Fronczaka, ukończył cybernetykę na uniwersytecie w Moskwie. Po powrocie do Polski służył w Służbie Bezpieczeństwa. Zasłyną w Pabianicach jako jeden z najbardziej pracowitych funkcjonariuszy SB. Jednego z pabianiczan podszedł w ten sposób, że poprosił go o wynajęcie mieszkania na godziny. Powiedział, że potrzebuje tego mieszkania, żeby napisać pracę magisterską. Umierający na raka starszy mężczyzna dał klucze, bo mu zaufał. Potem się okazało, że w czasie gdy właściciela mieszkania leżał w szpitalu, Fronczak przesiadywał godzinami na balkonie. Gdy rodzina chorego mężczyzny zorientowała się, że Fronczak regularnie tam przebywa, zażądała zwrotu kluczy od mieszkania. "Obawialiśmy się, że szpicluje kogoś z sąsiadów. Bardzo długo zwlekał z oddaniem kluczy".

 Więcej na stronie IPN:

katalog.bip.ipn.gov.pl