– To spotkanie jest najpiękniejszym, najważniejszym, największym prezentem mojego życia – powiedział Cymerman po wylądowaniu na warszawskim lotnisku Okęcie. – Od dwóch lat mój schorowany ojciec prosił, bym szukał polskich korzeni naszej rodziny. Teraz boję się mu powiedzieć, że jestem w Polsce, że znalazłem krewnych. On ma chore serce i może nie wytrzymać takiego wzruszenia.

Jean–Marc Cymerman przyleciał w czwartek samolotem z Paryża. Był bardzo wdzięczny naszej gazecie, która pomogła mu znaleźć krewnych. Po artykule w Życiu Pabianic rodzina Jeana–Marca przypomniała sobie, że we Francji ma kogoś bliskiego.

Na rozmowę z tatą Jan–Marek szykuje się dopiero po powrocie do Francji. Wtedy pokaże ojcu zdjęcia z Pabianic.

Powitany szampanem

Na pierwsze rodzinne spotkanie Cymermanowie umówili się w restauracji Savana na Busince. Przyszło 20 osób: kuzyni, kuzynki, wujkowie i ciotki. Szampanem wznieśli toast za spotkanie z Janem–Markiem.

– Codziennie ktoś go zaprasza. To bardzo męczące. Nowi ludzie, nowe miejsca, nowe twarze. Po południu jest tak zmęczony, że ucina sobie drzemkę – mówi Jolanta Chodkiewicz – kuzynka, u której zatrzymał się Jan–Marek.

Francuz poznał rodzinne miasto dziadka – Pabianice. Na cmentarzu katolickim, nad grobem pradziadków Marjanny i Andrzeja Cymermanów, bardzo się wzruszył. Popłynęły mu łzy.

– My, z rodu Cymermanów, jesteśmy bardzo podobni – zauważył. – Mamy wysokie czoła, duże i mocno zarysowane nosy. Zaskoczyło mnie, że w Polsce ludzie są tacy wrażliwi, życzliwi, serdeczni i mili.

Proboszcz znalazł metryki

Francuz spacerował ulicą Zamkową, oglądał zabytki. Podobał mu się kościół św. Mateusza. Był też pod wrażeniem drewnianego, bardzo starego kościoła w Mikołajewicach – wsi, z której pochodzili jego pradziadkowie.

– Proboszcz z Mikołajewic odnalazł księgi parafialne z zapiskami w języku rosyjskim, metrykami naszych pradziadków i dziadków – mówi Agnieszka Karbownik, kuzynka. – Sama byłam tym zaskoczona. Kserokopie metryk Jan–Marek zabrał do Francji.

W Łodzi Jean–Marc kupił słowniki polsko–francuskie i albumy o Polsce.

W naszej redakcji dostał foldery o Pabianicach i spotkał kolejnego kuzyna – Andrzeja Koźmińskiego oraz jego syna Macieja (na zdjęciu).

Jan–Marek wrócił do Petite–Foret w Valenciennes na północy Francji, gdzie mieszka od urodzenia. Nazajutrz Internetem przysłał list do Życia Pabianic: „Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo, bardzo… Całuję Was mocno i życzę dużo szczęścia”.