Siedząc na ręku Andrzeja Fijałkowskiego, Sara uważnie obserwuje obcych. Jej ogromne czarne oczy, jej przejmujące spojrzenie przyprawiają o dreszcze.

- Sokół to piekielnie inteligentny ptak - przekonuje sokolnik. - Odważnie atakuje z powietrza i na ziemi.

Fijałkowski pokochał drapieżne ptaki, gdy chodził do technikum leśniczego.

- Opiekowałem się wtedy jastrzębiem, który mieszkał w szkole - opowiada. - Od tamtej pory minęły dwadzieścia trzy lata, a sokolnictwo wciąż jest moją pasją.

Sara mieszka w Pabianicach od dwóch lat. Fijałkowski kupił ją z hodowli, gdy miała cztery miesiące. Była zaobrączkowana, zarejestrowana w urzędzie. Trzyma ją w wolierze u zaprzyjaźnionego leśnika Bogdana Kolasińskiego.

- Sara to sokół raróg - mówi. - Ten gatunek jest pod ścisłą ochroną. W warunkach naturalnych można go spotkać jedynie w Mołdawii i południowej Ukrainie.

Gdy sokół dostrzeże ofiarę, pikuje w dół z szybkością 130 km na godzinę. Przy takiej prędkości powietrze wpadające do płuc mogłoby je rozerwać. Ale sokoły mają na dziobie chroniące je wypustki, wychodzące z nozdrzy.

Sokoły muszą jeść surowe mięso wraz z piórami i kośćmi. Andrzej Fijałkowski karmi Sarę hodowlanymi kuropatwami i kurczętami, które padły w hodowlach.

- Sokołów nie wolno przekarmiać, bo skraca się im życie - mówi sokolnik. - Co jakiś czas trzeba je przegłodzić. W naturalnym środowisku sokoły nie jedzą codziennie.

Dorosły sokół zabija błyskawicznie. Szponami chwyta głowę ofiary, dziobem łamie kręgi szyjne.

Sokoła można tak ułożyć, by nie pożerał upolowanego ptaka, lecz czekał na myśliwego.

- Ich się nie tresuje, tylko układa - tłumaczy sokolnik. - Nie da się im rozkazywać. Można je do czegoś nakłonić, ale tylko wtedy, gdy są głodne. Bo sokoły pracują z człowiekiem dla pokarmu, a nie za pochwałę.

Sokół jest indywidualistą. Sara też ma "trudny" charakterek.

- Nie lubi, gdy się ją dotyka - opowiada sokolnik. - Potrafi dziobnąć, gdy jest zdenerwowana. Czasem postraszy, donośnie krzyczy, nawet wrzeszczy.

Sara rozpoznaje twarze, reaguje na ton głosu i drobne komendy. Sokoły widzą w kolorach ośmiokrotnie lepiej niż człowiek. Mają zdolność widzenia binokularnego (jedno oko patrzy niezależnie od drugiego). Są wrażliwe na najdrobniejszy ruch, drgnięcie. Ale nie mają węchu.

Samiczka szybko przyzwyczaiła się do synów Fijałkowskiego: Krzysia
i Przemka. Ale boi się rowerzystów.

- Gdy widzi jadący rower, panikuje - opowiada sokolnik. - Za to uwielbia jeździć samochodem. Jest zainteresowana wszystkim, co dzieje się za oknem.

Oprócz Sary Fijałkowski ma dwa roczne jastrzębie. Jedna samiczka jest układana do polowań, druga do płoszenia ptaków.

- Jastrzębie mają znacznie silniejsze szpony od sokołów - opowiada. - Potrafią przebić rękawicę.

Każdemu z ptaków trzeba dziennie poświęcić dwie godziny. Wychodzić
z nim na okoliczne łąki, pozwalać latać.

- Gdyby nie pomoc żony, byłoby mi ciężko - wyznaje sokolnik. - Ptakom muszę poświęcać połowę dnia.

Pani Bogusława kupuje karmę dla ptaków i pomaga w prowadzeniu firmy ogrodniczej.

- Cieszę się, że moja pasja powoli zmienia się w pracę - mówi. - Mam coraz więcej zleceń odstraszania ptaków z lotnisk.

Niedawno przy pomocy jastrzębia przeganiał gołębie, których odchody niszczą budynek Urzędu Skarbowego w Pabianicach. Wystarczyło, że jastrząb pojawił się przy skarbówce. Gołębie już tam nie wrócą.

Firma Fijałkowskiego zajmuje się też profesjonalnym ochranianiem obiektów przed natrętnymi ptakami. Sarze i jastrzębiom pomagają w tym urządzenia akustyczne i wizualne.

- Chcę zbudować sokolarnię i założyć hodowlę - dodaje pabianicki sokolnik.