Gdy pierwszy raz pojawiła się nad Dobrzynką, uczniowie przecierali oczy ze zdumienia. Byli onieśmieleni czekoladowym kolorem jej skóry.

- Dziś Moniczka jest magnesem, który przyciąga klientów - mówi właścicielka szkoły Friendly English przy ul. Broniewskiego.

Monika ma 26 lat, długie warkoczyki i sympatyczny uśmiech. Świetnie mówi po polsku, choć z mocnym brytyjskim akcentem.

- Moja mama jest Polką - tłumaczy.

Przyjechała 6 lat temu. Wtedy znała zaledwie kilka słów w ojczystym języku matki.

- Mama próbowała mnie uczyć polskiego. Ale ja nie chciałam. Nie myślałam, że tu przyjadę. Sądziłam, że wasz język do niczego mi się nie przyda - wspomina.

Rodzice Moniki poznali się i pobrali w Łodzi. Ojciec - Daniel Owusu, studiował elektromechanikę na Politechnice Łódzkiej. Po studiach razem z żoną Anną Marią wrócił do Ghany. Tam urodziła się Monika.

- Mieszkaliśmy w stolicy Ghany, blisko morza. To spokojne i bardzo kolorowe miasto - opowiada Monika. - Ludzie noszą fantazyjne stroje. Nawet budynki są kolorowe. Dlatego w pierwszej chwili Polska wydała mi się strasznie szara.

Gdy Monika miała 11 lat, Daniel Owusu wyjechał na kontrakt do Anglii. Zabrał ze sobą rodzinę. Zamieszkali w Londynie. Tam Monika skończyła szkołę średnią. Zdała maturę.

- Wtedy ojciec namówił mnie, żebym przyjechała do Polski na studia. Chciał, żebym poznała ojczysty kraj matki, jej rodzinę - opowiada Monika.

Dopiero wówczas poprosiła mamę o lekcje polskiego. Tata dużo opowiadał o kraju nad Wisłą.

- Mówił, że trzeba się przyzwyczaić do jedzenia. U nas wszystko jest bardzo pikantne, u was kwaśne - mówi Monika. - Długo nie mogłam znieść smaku kiszonych ogórków. Ale teraz bardzo je lubię.

Gorzej było z zimnem, bo rodzinne miasto Moniki leży niemal na równiku.

- Do zimy nadal nie mogę się przyzwyczaić - mówi ciemnoskóra nauczycielka.

Pierwsze kroki skierowała do ciotki.

- To było fantastyczne przeżycie, poznać bliską rodzinę, której miałam nigdy nie zobaczyć - wspomina. - Zdążyłam też poznać dziadka, zanim zmarł.

Zaskoczeniem były polskie święta, zwłaszcza Boże Narodzenie.

- To piękna tradycja - zachwyca się Monika.

W czerwcu skończyła ekonomię na Uniwersytecie Łódzkim. W Pabianicach pracuje od roku. Dzięki niej uczniowie wiedzą, jak po angielsku mówią rodowici Anglicy. Poważnych przedsiębiorców (między innymi z Philipsa) uczy bardzo trudnego angielskiego ludzi biznesu.

Rodzinę w Ghanie odwiedza raz w roku.

- Tam tempo życia jest dużo mniejsze niż w Polsce. Ludzie mają mniej stresów - opowiada. - Gdy tam jestem, przybywa mi kilka kilogramów. Tracę je natychmiast po powrocie do Polski.

Jej najbliżsi łódzcy przyjaciele to studenci z Afryki.

- Pochodzimy z różnych krajów. Między sobą mówimy po polsku. To jedyny sposób, żeby się dogadać ze wszystkimi Afrykańczykami - mówi Monika.

W Łodzi mieszka też jej młodsza siostra - Weronika. Studiuje pedagogikę.

- Tylko najstarsza urządziła się w Londynie - opowiada Monika. - Ja jeszcze nie wiem, gdzie mnie rzuci los. Tutaj na razie jest mi dobrze.