W Pabianicach o fotel prezydenta miasta nie walczy ani jedna pani. Dlaczego?

Pabianiczanek jest więcej. Na każdych 10 panów mieszkających nad Dobrzynką przypada 12 kobiet.

- Mamy 30.284 panów i 36.030 pań – wylicza Wojciech Poros z Wydziału Spraw Obywatelskich rausza. - To dane z początku października.

Na miesiąc przed wyborami pytamy kobiety, czy chciałyby być prezydentem Pabianic. A jeśli nie, to dlaczego. Wszak mieszkamy w kraju, gdzie premierem jest kobieta i największym miastem też rządzi kobieta:

 

BOŻENA KABZA – współwłaścicielka aptek Medicor:

- Nigdy w życiu! Ja się do tego nie nadaję. Jestem kobietą czynu. Jak coś chcę zrobić, to angażuję swoje pieniądze, swój czas i działam. I mam efekty. Kiedyś padła taka propozycja dla mnie, ale potraktowałam ją jako żart. My, kobiety, nie mamy w głowie władzy, jak panowie. Choć zapewne pod rządami kobiety Pabianice wyglądałyby inaczej.

EWA LEWANDOWSKA – nauczycielka angielskiego, właścicielka szkoły językowej:

- Nie chciałabym być prezydentem, bo mam bardzo dużo pasji, w których się realizuję. Mogłabym ewentualnie oddać trochę swojej energii osobie rządzącej. Jeśli by tego oczekiwała. Ludzie nie lubią zmian. Zaraz pytają, po co to robimy, dlaczego musimy zmieniać. Nie są gotowi na zmiany i nie mają ciekawości, by zobaczyć, co z tych zmian wyniknie. A ja nie lubię ludzi ciągnąć na siłę. Nawet dyrektorem szkoły nie chciałabym zostać.

DOMINIKA KONOPACKA – prezeska Pabianickiego Centrum Medycznego:

- Nie! Nie mam na to czasu, by słuchać, jak mężczyźni godzinami gadają i gadają. Kobiety robią wszystko szybko i konkretnie. A potem idą do domu, żeby dzieciom ugotować obiad. Może kiedyś, gdy będę starsza, inaczej pomyślę o prezydenturze. Dziś nie mam na to czasu. Mam dzieci i dom.

KRYSTYNA MICHLEWSKA – prezeska Społem PSS:

- Oczywiście, że nie chcę być prezydentem Pabianic. To co robię, zupełnie mi wystarczy.

MAGDALENA WERSTAK – wicedyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy:

- Gdyby chciała, to bym startowała. Kobiety są twardsze od facetów, zdecydowane i bardziej pracowite. Na razie zdobywam doświadczenie, pracując w różnych miejscach. A w przyszłości chciałabym być prezydentem Pabianic. Na razie uczę się i przygotowuję do tego trudnego stanowiska.

JOANNA SZCZĘSNA – komisarz policji:

- Taka funkcja mnie nie kręci. Mam zupełnie inne spojrzenie na stanowiska. Nigdy nie chciałam być prezesem, dyrektorem, a tym bardziej prezydentem miasta. Choć dziś nie wiadomo, co jest komu pisane w przyszłości.

MAGDALENA BRYNDZIAK – wicedyrektorka Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej:

- Nie nadaję się na prezydenta, bo trzeba mieć nerwy ze stali, by to ogarnąć. Kobiety mają większą odporność na stres, ale w Pabianicach może to nie wystarczyć. Prezydent musi współpracować z każdym radnym i wszystkimi radnymi razem wziętymi. Dlaczego? U nas zbyt wiele jest powiązań rodzinnych i partyjnych. Większość radnych to mężczyźni. Z mojego 8-letniego doświadczenia jako kobiety-kierownika wynika, że panowie zazwyczaj nie dopuszczają myśli, iż kobieta może wiedzieć to samo co oni, a czasami nawet więcej. Z góry zakładają, że kobieta wie mniej. Wtedy nie warto dyskutować na argumenty, bo słyszymy podniesionym głosem: „nie, bo nie!”. Mam wówczas wrażenie, że według mojego rozmówcy, odpowiednim miejscem dla mnie jest kuchnia.

MONIKA CIEŚLA – radna miejska, prawniczka:

- O tym, czy ma rządzić kobieta czy mężczyzna, decydują wyborcy. Kobiety inaczej zarządzają, inaczej pracują, inaczej myślą i czego innego chcą. Ja chętnie wesprę pomysłami, działaniami wybrane w wyborach władze ustawodawcze, ale jako radna. W przyszłości… może pomyślę o prezydenturze (śmiech).

JOANNA RAKOWSKA - dyrektorka Miejskiego Ośrodka Kultury:

- Nigdy nie pomyślałam, że mogłabym być prezydentem. Znam kobiety, które są wójtami, burmistrzami. Ale w Pabianicach chyba nie ma teraz kobiety tak mocno umocowanej politycznie, by mogła być kandydatką na stanowisko prezydenta.

 

Kobiety próbowały, ale…

8 lat temu były dwie kandydatki na prezydenta Pabianic: Krystyna Rendecka (PiS) i Elżbieta Knut (Stowarzyszenie Obywatelskie). W wyborach bardzo dobrze wypadła Rendecka (dostała 3.665 głosów - czyli 16,74 proc.). Pokonała Floriana Wlaźlaka, Karola Suchockiego, Marka Błocha i Elżbietę Knut. Ale przegrała z Krzysztofem Haburą (dostał o 1.300 głosów więcej) i Zbigniewem Dychto (1.100 głosów więcej).

W 2002 roku do walki o fotel prezydenta też wystartowały dwie panie: Hanna Firlej i Elżbieta Kopias. Lepszy wynik miała Kopias, którą pokonali tylko Paweł Winiarski i Jan Berner. Prezydentem został ten ostatni. Gorszy wynik od pani doktor zrobili: Marek Błoch, Marek Firkowski i Zdzisław Smagalski.