ad

Około godz. 15.30 we wtorek na skrzyżowaniu ulic Partyzanckiej i Lutomierskiej jadąca vw 35-letnia pani Ilona z Pabianic zatrzymała się na czerwonym świetle. Nagle otworzyły się drzwi i ubrana w długą czarną suknię 48-letnia Cyganka chwyciła za jej torebkę. Kobieta nie wypuściła jej z rąk. W tym samym momencie otworzyły się drzwi od strony kierowcy i 58-letni Cygan zaczął wyciągać kierującą z auta. Przerażona kobieta wciąż nie puszczała torebki. Wyskoczyła z auta i zaczęła uciekać. Choć na światłach stało kilkanaście samochodów, nikt nie pospieszył jej na pomoc. Nawet kierowcy TIR-ów.

- Byliśmy z kolegą na zakupach w sklepie hydraulicznym, gdy usłyszeliśmy straszny wrzask. Myślałem, że kogoś przejechali - mówi strażnik miejski. - Gdy dobiegliśmy na skrzyżowanie, nic nie było widać. Tylko słyszeliśmy, jak przeraźliwie wrzeszczy kobieta. Idąc za głosem, wbiegliśmy na teren firmy montującej instalacje gazowe w samochodach. Znaleźliśmy tam kobietę. Była w szoku. Dobiegła do jednego z mechaników i uczepiła się jego ramienia.

Wtedy strażnicy się wylegitymowali i nie pozwolili uciec Cyganom.

- Byliśmy po cywilnemu i nie mogliśmy wykonywać czynności, więc wezwaliśmy policję - mówi dzielny strażnik. - Przyjechali natychmiast.

Cygan tłumaczył się, że kilka dni temu ukradziono mu identyczne auta. Myślał, że to jego samochód.

Odważna kobieta była zaskoczona tłumaczeniem Cygana, bo cały czas walka szła o jej torebkę.

 - To było małżeństwo z Konstantynowa. Poszkodowana kobieta nie złożyłą skargi. Małżeństwo przeprosiło ją za zajście. Obie strony zostały pouczone i rozjechały się w swoje strony - mówi Joanna Szczęsna, rzeczniczka z pabianickiej policji.