Nie potrafią czytać i pisać. Wynoszą ze sklepów alkohol i kawę. Kradną, napadają, lekceważą. Wyżywają się na matkach. Piją i żyją na dopalaczach. Kto? Rośnie nam nowe pokolenie pabianickich przestępców

 

- Kto ma jednego czy drugiego wychować, skoro matka sama go wychowuje, a jak tylko może, to chętnie się naćpa lub upije – mówi bez ogródek aspirant Ireneusz Karwat, kierownik zespołu do spraw nieletnich i patologii. - Jest druga grupa matek, które nie widzą problemu, jaki mają z dzieckiem. Nie dopuszczają do siebie takiej myśli.

Trzecia grupa to matka pracująca za granicą, a syn wychowywany przez dziadków w Pabianicach.

- Dzwoni do mnie i prosi, bym coś z synem zrobił. Ona zostawiła go, gdy miał 10 lat, a teraz, gdy ma 17, chce, żebym w godzinę naprawił jej wszystkie błędy wychowawcze? Tego się nie da tak zrobić.

 

Cwaniak cwaniakuje. Do czasu

W policyjnym pokoju na II piętrze komendy przy Żeromskiego leży 55 grubych teczek.

- To tylko tegoroczni uciekinierzy. Większość to dziewczyny – wylicza Karwat. - Cwane jak mało kto.

O godz. 22.00 nie pojawiają się w domu dziecka lub w ośrodku wychowawczym. Wychowawca zgłasza to na policję. Dostają status uciekiniera. Takie są procedury.

- O 4 rano dzwoni na policję i melduje, gdzie jest. Po co? Żeby ją za darmo i wygodnie radiowóz zabrał z imprezy i zawiózł na przykład do Porszewic albo na Sejmową – opowiada o zachowaniach nieletnich.

Ostatnio pół roku szukali 15-letniej dziewczyny. Zapadła się pod ziemię. Sama wróciła. Okazało się, że jeździła na stopa z kierowcami TIR-ów. Raz ją jeden powoził kilka dni i dał parę złotych. To potem do innego wsiadła. I tak całą Polskę objechała.

W ich ręce wpadł też chłopak. Ładny, zadbany, czysty 17-latek. Wynajmował pokój w niejednym hotelu, płacił gotówką, zaprzyjaźniał się z recepcjonistką…

- A potem kradł klucze z recepcji i okradał pokoje hotelowe. Wracał nawet do tych hoteli po raz drugi i trzeci. Nikt go nie podejrzewał, bo taki miły – dodaje policjant.

Wpadł też na pomysł, żeby zdobyć kilka złotych blaszek z próbą, a potem dołączał je do metalowego łańcuszka. I taką podróbkę złota sprzedawał w lombardzie. Część jego sprawek wyszła na jaw.

- Ale nie wszystkie. Wiele osób może nosić takie łańcuszki w przekonaniu, że są złote – mówi policjant.

 

Jak z miłego dzieciaka zrobić niebezpiecznego chuligana

- To się udaje wielu matkom. Wchodzę do domu, bo jest zgłoszenie, że chłopak od dawna nie był w szkole. I co widzę? Jest godz. 10.00. Chłopak leży ze słuchawkami na łóżku zamiast siedzieć na lekcji. A co robi mamusia? Biegnie z talerzem kanapek do syneczka. Pytam się jej, co pani robi? A ona, że dziecko jest głodne – opowiada Karwat. - Nie jest to wychowawcze, bo skoro się nie uczy, to niech sam koło siebie robi.

Na początku mamusie bronią, tłumaczą, odganiają złe myśli. Na komendzie policjanci najczęściej słyszą: „Mój syn na pewno nie bierze dopalaczy. To jest nieprawda. To dobre dziecko, a ja go sama wychowuję”. Po dwóch latach matka sama składa zawiadomienia, że kradnie z domu, wynosi rzeczy i sprzedaje. Maltretuje młodsze rodzeństwo. Po kolejnych dwóch latach już tak się go boi, że wycofuje wszystkie zeznania. Słowa nie piśnie.

- Chłopak potrzebuje w domu silnego ojca, którego się będzie bał i który ma być dla niego autorytetem. Ale ojca nie ma w domu. Jest matka, która rozpuszcza. I tu rodzi się problem. Bezstresowo wychowany dzieciak, a właściwie niewychowany, tylko sam sobie wyrósł. Nie boi się nikogo. Ani matki, ani nauczyciela, ani policjanta – wylicza.

Edukację kończy najczęściej na II, III klasie szkoły podstawowej.

- Nie potrafią pisać i czytać. Rośnie pokolenie analfabetów – uważa Karwat. - Dlaczego nikt tego nie widzi? Ja bym ich zagonił do pracy. Nie uczysz się, to pracujesz ciężko cały dzień. Nie ma wtedy czasu na wymyślanie.

Skąd to wie? Widzi, jak się pocą, gdy muszą napisać oświadczenie albo przeczytać swoje zeznania i się podpisać.

W wieku 14 lat już nałogowo ćpają, piją. Kolegów i autorytety znajdują, ale na ulicy.

- To oni ich uczą, że nie wolno kablować. Jak się wpadnie, to nic się nie mówi. I trzymają się tego uparcie, czego nauczyli się na ulicy – mówi policjant.

A z czego żyją? Z tego, co ukradną. Z Biedronki wynoszą kawę, a z Netto alkohol. To ostatnie zanotowane przez policję przypadki.

- I na przykład taki nastolatek trafia do ośrodka wychowawczego otwartego, gdzie uczy się jeszcze lepiej kraść i całego rzemiosła przestępczego. Na dodatek ucieka i szybko, w ciągu doby wraca do swojego środowiska. Nie znam ani jednego z tych młodych ludzi, który zerwałby z przestępczością po wyjściu z takiego ośrodka. To straszne, ale prawdziwe – wyjawia Karwat. - Może trzeba ich, jak w Rosji, zabrać do syberyjskich ośrodków wychowawczych, gdzie jest musztra, ćwiczenia i ciężka praca. Nie ma czasu na myślenie o głupotach, bo wieczorem jest się tak zmęczonym, że śpi się jak dziecko.

 

Dopalacze dla małolatów, mefedron dla bogatych

- Braliśmy udział w akcji sprawdzenia, czym handlują w sklepie z dopalaczami przy Grota-Roweckiego. Między innymi kilka godzin prowadziliśmy obserwację. I widzieliśmy te twarze wchodzących tam ludzi – mówi policjant. - Były eleganckie kobiety, mężczyźni podjeżdżający służbowymi autami z nazwami firm, jeden pan podjechał nowym mercedesem i zrobił zakupy.

Rzeczywiście obserwując to miejsce łatwo zauważyć, że są osoby, które parkują na parkingu pizzerii i biegną do sklepu z dopalaczami. Przystojny blondyn w hondzie civic był tam widziany kilka razy. Nie wyglądają na ćpunów, a jednak...

- Jednego pana wylegitymowałem z ciekawości. Prowadził własną firmę – zdradza policjant. - Oczywiście miał prawo zrobić tam zakupy. Zastanawia tylko, czy na użytek własny kupuje dopalacze, czy handluje dalej.

Jak uzależnić się od dopalaczy?

- Są najpierw rozdawane za darmo w szkołach, na ulicy, w klubach. Mają w składzie substancję uzależniającą. A potem po kilku razach klient jest uzależniony. Ale teraz już musi za nie płacić. I biznes się kręci – wyjaśnia. - W tym roku w Polsce zmarły trzy osoby po zażyciu dopalaczy.

Jak to się kupuje? Na przykład jest Złoty Piasek. Ma niby świecić, gdy się go wysypie. Kosztuje 30-40 zł. Taki gadżet, który amatorzy dopalaczy palą, wciągają nosem. I mają wizje.

Z obserwacji policjantów wynika, że 60 procent amatorów dopalaczy to nieletni. Ale reszta to dorośli w wieku od 25 do 40 lat.

- Jest już nowy narkotyk na rynku. Płacą za niego 50-70 zł – zauważa policjant.

To mefedron – syntetyczna kokaina. Pieszczotliwie nazywana „mefką”, nie gardzą nią nawet osoby wykształcone i na stanowiskach.

- Dopalacze niszczą nieodwracalnie system nerwowy, a jakie skutki przyniesie mefedron, zobaczymy za kilka lat. Po dopalaczach młodzi ludzie robią się agresywni, szaleni i zwyczajnie głupieją – zauważa policjant.

 

Pabianice - zagłębie dopalaczy i ćpunów

Jedna z akcji policji wykazała, że dopalacze były przepakowywane w FUM-ie. Niestety, w chwili nalotu, dużej partii nie znaleźli.

- Na metkach był podany adres: Pabianice, Łaska 3/5. Nietrudno było tam trafić – mówi policjant.

Według policji nie ma w Łodzi sklepu z dopalaczami. W Pabianicach są dwa. Jeden przy Grota-Roweckiego, a drugi nowy za Biedronką, bliżej Brackiej.

- W całej Polsce dopalacze kupują przez internet, tylko w Pabianicach można podejść do sklepu i legalnie zrobić zakupy. Czy nikomu w tym mieście to nie przeszkadza? - dziwią się na komendzie. - Przecież brak sklepu utrudni dostęp do dopalaczy.

Nad Dobrzynką działa aż 31 firm handlujących dopalaczami. To stąd trucizna jest rozwożona po całej Polsce. To dane sanepidu.

Truciznami handlują trzej pabianiczanie: Michał W., Jakub G. i Rafał G. To oni zarejestrowali kilkadziesiąt firm. Legalnych.

– Gdy zamyka się jedna firma, pojawia się następna – mówi inspektor Małgorzata Sumińska z sanepidu. – Rejestrują je ci sami ludzie.

Te spółki zarejestrowane są w sądzie gospodarczym. W dokumentach 31 z nich pojawia się nazwisko Michała W. (dwudziestokilkulatka). Interes jest świetnie zorganizowany.

W 2012 r. sanepid pobrał 11 próbek dopalaczy sprzedawanych w naszym mieście. Zbadał je w Narodowym Instytucie Leków. Wszczął 10 postępowań. Wymierzył kary: 30.000 zł, 50.000 zł, 100.000 zł.

– Sprawy są u komornika – mówi pani inspektor.

W zeszłym roku 3 razy skontrolowano sklep na Bugaju. Pobrano próbki 5 produktów. Wykryto w nich szkodliwe substancje. Kary sięgnęły 60.000 zł. W ubiegłym roku kary były jeszcze wyższe.

– Kary za wprowadzanie do obrotu środków zastępczych wynosiły 260.000 zł. Badania kosztowały nas 4.402 zł – wylicza Sumińska.

W tym roku sanepid nałożył na handlarzy 220.000 zł kar.

- Sklepiki to wierzchołek góry lodowej. Sprzedawcy dopalaczy przenoszą się do internetu – dodaje pani inspektor. - A ich firmy są rejestrowane za granicą.

Rafał G. zarejestrował firmę w miejscowości na wybrzeżu Hiszpanii, nawet zameldował się tam czasowo. Ma też kilka kont w jednym z pabianickich banków. W ciągu miesiąca zawiera średnio 3,5 tysiąca transakcji internetowych.

– Nie boimy się handlarzy, ale nie mamy narzędzi do walki z nimi – twierdzi inspektor Paweł Zarychta, komendant policji.

 

On kiedyś kogoś zabije

Policjanci często dostają opinie o nieletnim, który jest sprawcą jakiegoś zdarzenia. W aktach jest na przykład zapis ze szkoły: „Chłopiec w środowisku postrzegany jest jako bandyta, któremu nieobce są kradzieże, zniszczenia cudzego mienia, terroryzowanie własnej rodziny. Nadużywa alkoholu i używek”.

O innym czytamy: „Ma ogromną ilość nieusprawiedliwionych godzin lekcyjnych. Skandalicznie się zachowuje”.

Co z nich wyrośnie?

- Gdy skończy 18 lat, zostaje bezdomnym. Wcześniej czy później wpada na kradzieży czy włamaniu i idzie siedzieć. Czasami nie dożywa 25 lat – wylicza Karwat.

Jednego z klientów wydziału tak opisano: „Chłopak czuje się bezkarny. Jego zachowania mają znamiona zachowań psychopatycznych z ogromną ilością nieopanowanej agresji”.

- Cały czas jest na dopalaczach. Ten to wcześniej czy później kogoś zabije. Na mnie rzucił się z nożem. Podczas przesłuchania chciał napluć na policjanta. Czy jest dla niego nadzieja? Nie sądzę – dodaje drugi z policjantów. - Może się zaćpa.

Notatka służbowa: „Matka nie reaguje na zaistniałą sytuację, tylko zawsze szuka usprawiedliwienia dla syna (...) Matka ewidentnie boi się własnego syna”.

- To dom wychowuje. Nie szkoła, nie policja, nie kurator. Jeśli nie chcemy mieć w przyszłości problemów z dziećmi, poświęćmy im czas i wychowujmy je, a nie hodujmy – apeluje Karwat.