ad

W październiku minęło 7 lat, odkąd grupa pabianiczan pod szyldem stowarzyszenia RajSportActive pokonuje kilometry na bieżni boiska Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Spotkania rozpoczynają się o godz. 19.00 w każdą środę.

 - Należałem do tego stowarzyszenia i dość aktywnie działałem od kilku lat. W pewnym momencie narodził się pomysł zorganizowania bezpłatnych treningów w różnych miastach – opowiada Marcin Krebs, trener i organizator środowych spotkań.

 W planach przedsięwzięcia znalazły się Pabianice, Łask, Łódź, Sieradz i Zduńska Wola. Członkowie zaangażowani w pracę stowarzyszenia z poszczególnych miast mieli wziąć pod swoje „skrzydła” tworzące się grupy chętnych do biegania mieszkańców i prowadzić biegowe treningi. Do tego zadania w Pabianicach został wyznaczony Marcin Krebs.

- Byłem aktywny i już rozpoznawalny w środowisku biegowym – dodaje. - Zacząłem więc prowadzić treningi.

Ten pierwszy miał miejsce 23 października 2017 roku. Przyszło na niego 5 osób.

Siedem lat minęło

I sporo się wydarzyło w tym czasie. Początki co prawda nie były łatwe, ale dochodzące co jakiś czas osoby zagrzewały małą, stałą ekipę do kontynuowania cotygodniowych spotkań.

- Sam miałem kryzysowe momenty, gdy frekwencja mocno kulała – dodaje Krebs. - Zastanawiałem się, jak dalej prowadzić te treningi. Były chwile zwątpienia i zniechęcenia, gdy biegaliśmy w trzy osoby. Widziałem jednak ich zaangażowanie i to, że chcą dalej to robić. Zniechęcenie mijało, a po jakimś czasie zawsze ktoś dołączał i nas mobilizował.

Okres pandemii i zakazy z nim związane również nie przysłużyły się aktywnemu spędzaniu czasu. Ludzie przestali wychodzić z domów. Rozleniwili się i nawet gdy już mogli opuścić domowe pielesze, trudno było zachęcić ich do biegania.

- Pojawiały się pytania, czy dla takiej małej grupy prowadzić treningi – dodaje pan Marcin. - Ale grupa nawet taka mała mnie napędzała. Nowych przybywało, „starzy” nie odchodzili. 6 osób, które były z nami od pierwszych treningów, zostało do dzisiaj. To………...

Znajomi nie tylko od biegania

7 lat wspólnych treningów, wyjazdów na różnego rodzaju  imprezy sprawiło, że grupa ludzi, których połączyła pasja, zaczęła tworzyć biegową rodzinę.  

- To już nie jest takie zwykłe koleżeństwo, tylko grupa przyjaciół – dodaje trener.

Wiele znajomości z bieżni przeniosło się na grunt prywatny. Pomagają sobie, spotykają się na uroczystościach. Organizują  wyjazdy na biegowe imprezy na terenie Polski.

- Trzy tygodnie temu w 13 osób byliśmy w Toruniu. Później wspólnie zwiedzaliśmy miasto, zjedliśmy kolację – opowiada Krebs. - Sam bieg to nie wszystko. Co roku organizujemy też grilla w nieco większym gronie, bo zabieramy ze sobą naszych życiowych partnerów. Mamy wspólne wigilie, bale karnawałowe. To bieganie mocno nas zintegrowało.

Bez ograniczeń i limitów

Na treningi przychodzą ludzie w wieku od 16 do ponad 50 lat. Z reguły przeważają kobiety.

-  Są  młodzi i starsi, szybsi i wolniejsi. Ci, co biegają  od kilku lat i tacy, co dopiero zaczynają swoją biegową przygodę – opowiada trener. - Na pierwszy trening przyszły osoby, które w ogóle wcześniej nie biegały. Maszerowały czasem z kijami, miały jednak ochotę spróbować czegoś nowego.

Trening jest zawsze solidnie zaplanowany i przygotowany.

- Nie chodzi tylko o towarzyskie spotkanie na bieżni, potruchtanie, podyskutowanie, przybicie piątki i rozejście się do domów – zapewnia trener. - Wychodzę z założenia, że taki spokojny  trening każdy może sobie zrobić sam. Ja natomiast chciałbym uczyć ludzi, że spotkanie w grupie daje dodatkową mobilizację. Czasem pojawia się rywalizacja treningowa pomiędzy osobami, które biegają porównywalnie.

I z reguły główne zadanie treningowe postawione przed uczestnikami jest dość wymagające, ale oczywiście dostosowane do  możliwości danej osoby. Trening jest ten sam, ale tempo dla każdego inne.

- Razem łatwiej też zorganizować bieg, przygotować się do niego – dodaje Krebs. - Ustalamy sobie taki roczny plan z najważniejszymi punktami. To są wybrane biegowe imprezy, do których jako grupa się przygotowujemy, pracujemy nad formą.

Do takich wydarzeń należy pabianicki półmaraton, organizowany na przełomie marca i kwietnia.

- Szykujemy się do niego zimą i startujemy z reguły dużą ekipą – opowiada pabianiczanin. - Rodzaj treningu uzależniony jest też od pory roku. Zimą trenujemy bardziej siłowo i wytrzymałościowo, a elementy szybkościowe pojawiają się, gdy jest sucho i cieplej.

Treningi z Krebsem były dla wielu osób wstępem do sporych wyzwań. Kilka z nich w tym okrasie 7 lat pobiegło swój pierwszy dłuższy dystans, półmaraton, a nawet maraton.

Środowy trening trwa godzinę, jest otwarty i bezpłatny. W tym czasie jego uczestnicy są w stanie maksymalnie przebiec 10-12 kilometrów. Rozpoczynają od rozgrzewki.

Obecnie co środę na bieżni stadionu „Włókniarza” spotyka się po około 25-30 osób. Frekwencja zależy od pogody.

- Ale trening jest bez względu na warunki pogodowe – dodaje Krebs. - Odwołuję go jedynie w skrajnych sytuacjach, na przykład gdy jest burza, ze względu na nasze bezpieczeństwo. A mróz czy deszcz nam planów nie krzyżuje. Jak jest zimno, to szybko się rozgrzewamy.

W grupie siła

Grupa daje motywację do biegania nawet w kiepską pogodę. To jest zawsze środa, godzina 19.00 i stadion MOSiR. Wyjątki to dni, gdy na głównej płycie boiska rozgrywane są mecze lub bieżnia jest zasypana śniegiem. Wtedy przenoszą się do Lewityna. Dołączyć może każdy.

- Ostatnio pojawiła się 8-osobowa grupa pracowników jednej z pabianickich firm – dodaje Krebs.

Nie ma ograniczeń, trener Krebs jest od tego, żeby do każdej osoby trening dopasować. Początkujący zaczynają od marszobiegów – biegną minutę, a kolejną maszerują.

- Wtedy obserwuję taką osobę, jak sobie radzi i wysłuchuję  tego, co powie mi po treningu. Uwagi biorę do siebie i kolejny trening dostosowuję do jej formy – zapewnia pan Marcin.

Żeby poznać nowego biegacza, potrzeba chwili rozmowy i jednego treningu. Początkujący czasem po prostu nie znają swoich możliwości.

- Na szczęście większość osób już znam, bo gdyby co tydzień przychodziło po 30 nowych, takich treningów mógłbym już nie ogarnąć – dodaje z uśmiechem trener.

Jak już ktoś do nich przyjdzie, to zostaje.

- Ludzie dość często odpuszczają z powodu popełnianych na samym początku błędów – uważa Krebs. - Czasem chcemy za szybko, za dużo i porównujemy się do kogoś, kto biega dłużej i po prostu lepiej. Od razu nie przebiegniemy maratonu. Do takiego dystansu trzeba się przygotowywać około dwóch lat.

Najczęściej popełnianym błędem biegaczy w sezonie zimowym jest za grube ubranie.

- Ludzie zakładają grube bluzy, kurtki, czapki i szaliki, bawełniane spodnie i już po 5 minutach dochodzi do przegrzania organizmu, co nie ma nic wspólnego z przyjemnością – tłumaczy trener.

Jego zdaniem frajda z biegania przychodzi po jakimś czasie, ale warto trenować częściej niż raz w tygodniu. Trzy treningi w tygodniu, nawet lekkie, powinny wystarczyć, żeby wypracować przyzwoitą formę. Taką pozwalającą na przebiegnięcie 5-10 kilometrów bez zatrzymywania się.

10 lat z bieganiem

Marcin Krebs biegać zaczął w 2014 r. i to z przytupem. Bez większego przygotowania, niemal z marszu, wystartował w biegu na 10 kilometrów. To był bieg zorganizowany 11 listopada z okazji święta Niepodległości w Turku.

- Ale nie lubiłem wtedy biegać, nie rozumiałem, jak to może sprawiać przyjemność – ujawnia nam. – Pojechałem pod namową kolegów z klubu fitness, gdzie ćwiczyłem. To była fajna ekipa, więc się zgodziłem.

To było ogromne wyzwanie, ale się udało. Pabianiczanin przebiegł cały dystans.

- Sporo jak na początek i dzisiaj odradzałbym takich startów. Nie zdawałem sobie sprawy, jaki to wysiłek i obciążenie - wspomina.

Sam dystans 10 kilometrów był dla niego abstrakcyjny, bo samochodem czy rowerem to chwilka. On pokonał go wtedy w 56 minut.

- A po koło 7 latach biegania mój rekord życiowy na 10 kilometrów wynosi 37 minut z kilkoma sekundami - dodaje z dumą.

 5 kilometrów dla zdrowia i przyjemności

Od 8 lat pabianiczanie w każdą sobotę o godz. 9.00 w parku Wolności stają na trasie 5-kilometrowego biegu parkrun.

-  Parkrun Pabianice wystartował w marcu 2016 roku – mówi jego koordynator Maciej Poros. - To już 8 lat i nasze 377. spotkanie. W tym roku obchodziliśmy urodziny.

Pomysł wyszedł od pabianiczanina. Maciej należał do Stowarzyszenia Parkrun i na biegi jeździł do Łodzi.

- Postanowiłem zorganizować je w naszym mieście, bo po co mam jeździć tyle kilometrów, skoro to samo można robić u nas – opowiada.

W Polsce sobotnie bieganie zaczęło się w 2012 roku. Jest już 97 lokalizacji takich sobotnich biegów na 5 kilometrów. Pomysł został przeniesiony do nas z Anglii, gdzie parkrun odbywa się od 2004 roku. Polacy najpierw wystartowali w Gdyni, później dołączyła między innymi Łódź i Poznań. Pabianice są 33. lokalizacją.

- Przyjść może każdy, ci, którzy dobrze biegają i ci, dla którym będzie to pierwsze wyzwanie na takiej trasie. Można ją przetruchtać, przejść spacerkiem lub z kijkami. Jesteśmy dostępni dla wszystkich - zapewnia.

W tym biegu nikt nie jest ostatni, bo stawkę zawsze zamyka wolontariusz czuwający nad bezpieczeństwem biegających.

- Mamy wyznaczoną pięciokilometrową trasę oznakowaną strzałkami. To są dwa okrążenia w parku – opowiada pan Maciej. - Mierzymy również czas.

Trasę można potraktować jak sprawdzian swoich możliwości, trening, ale również okazję do spotkania z ludźmi. Nie trzeba biec, można iść. Mierzony w trakcie biegu czas jest później dostępny na stronie internetowej Stowarzyszenia.

Spróbować swoich sił można w każdym wieku

W parku Wolności biegają pabianiczanie w wieku od 11 do 78 lat. Niektórzy są na biegu w każdą sobotę. Średnio w wydarzeniu bierze udział po 25 osób.

- Już się znamy, razem świętujemy nasze urodziny. Jest zawsze tort, zapraszamy gości – dodaje pabianiczanin.

10 kilometrów na dobry początek

- Tak zaczęła się moja przygoda z bieganiem – opowiada koordynator parkrunu. - Chciałem się sprawdzić, czy przebiegnę 10 kilometrów.

To był rok 2013 i bieg towarzyszący, zorganizowany przy łódzkim maratonie DOZ.

     - Założyłem sobie wtedy, że zmieszczę się w godzinie i na mecie byłem 7 sekund przed czasem – dodaje. - To był dla mnie taki sprawdzian, czy dam radę bez większego treningu i zatrzymywania się na trasie. Udało się i spodobało mi się. Potem zacząłem jeździć na łódzkie parkruny.

Dla zdrowia i towarzystwa

 - Z nami można ruszyć się z domu, w grupie jest po prostu raźniej – dodaje.

Żeby taki parkrun się odbył, potrzebne są minimum 4 osoby. To wolontariusze. Jeden z nich mierzy czas. Druga osoba skanuje  uczestników przed startem, trzeba też wydać każdemu zawodnikowi kod kreskowy, 4. osoba koordynująca czuwa nad bezpieczeństwem na trasie.

 - Jest nas już 7-8, czasem się wymieniamy, obstawiamy trasę i dbamy o przebieg biegu – dodaje Poros.

8 lat temu, na pierwszym biegu zebrało się aż 73 zawodników. To rekord frekwencji, którego do dzisiaj nie udało się pobić.    Przymierzali się do tego wiele razy przy bardziej uroczystych biegach, ale kończyło się na 50-60 osobach. Jest za to nieliczna, chodź wierna ekipa, która startuje od początku.

 -  Mamy spory rozstrzał, jeżeli chodzi o zaawansowanie i poziom biegania, ale w parkrunie nie czas jest najważniejszy – zapewnia pan Maciej. - Przede wszystkim chodzi o to, żeby wyjść z domu, poruszać się, dotlenić organizm.

Żeby wystartować w sobotnim biegu, każdy musi się zarejestrować w parkrunowym systemie na stronie parkrun.pl. Uczestnik dostaje swój kod kreskowy, który gwarantuje mu znalezienie się z imienia i nazwiska w tabeli wyników na stronie. Na starcie trzeba pojawić się z wydrukowanym kodem lub mieć go w telefonie.