ad
Utrzymuje Pan kontakt z rodziną w Pabianicach?

- Dopóki mieszkaliśmy w Łodzi, często przyjeżdżałem do Pabianic w odwiedziny do dziadków. Ostatnio rzadko tu bywam.

Pierwszy prezent od ojca, który Pan pamięta...

- Prezenty zawsze dostawałem od rodziców, nigdy od ojca czy matki. A taki, który pamiętam? Czerwony samochód na pedały. Wszyscy mi go zazdrościli. Przed naszym domem ustawiały się kolejki, bo koledzy chcieli się nim przejechać.

A jaki był najważniejszy prezent od rodziców? Piłka i buty z korkami?

- To ani piłka, ani buty. Gdy zacząłem grać w piłkę, cały sprzęt sportowy dostałem z klubu. Najważniejszy prezent od rodziców to chyba...wychowanie. To, że zadbali o moją edukację, wychowywali w duchu sportowym, na normalnego człowieka. W dzisiejszych czasach to nie takie proste.

Został Pan piłkarzem, bo Paweł Janas był pańskim idolem?

- Odkąd pamiętam lubiłem grać w piłkę. Tata był moim pierwszym wzorem i chciałem pójść w jego ślady. Ale później moimi idolami byli napastnicy. Najbardziej podziwiałem Marco Van Bastena. Chociaż ojciec też grał kiedyś w napadzie. We Włókniarzu Pabianice.

Nazwisko Janas ułatwiło czy utrudniło karierę?

- Zdecydowanie utrudniło. Grałem w piłkę, gdy ojciec odnosił największe sukcesy trenerskie z Legią. Kibice przychodzili na moje mecze i wytykali mnie palcami, głośno komentowali grę. Dziennikarze też nie pozostawiali na mnie suchej nitki. Kiedyś jeden z nich prawie całe sprawozdanie z meczu poświęcił mojej grze. Napisał, że słabo grałem, że zmarnowałem kilka sytuacji. Mścił się, bo ojciec nie znalazł dla niego czasu na wywiad. Gdy tydzień później strzeliłem trzy bramki, ten sam dziennikarz nie napisał o tym słowa.

Synom znanych sportowców trudno zmierzyć się z legendą ojców. Przykładem są: Włodzimierz i Euzebiusz Smolarkowie, Stanisław i Maciej Terleccy. Pan też odczuwał presję?

- Jasne. Cały czas porównywano mnie z ojcem. W klubach, gdzie grałem, nie chciano na mnie postawić. Trenerzy i działacze wychodzili z założenia: "On nie musi grać w piłkę, ma takiego ojca, który pomoże mu w życiu".

A nie chciał Pan, wzorem mamy, zostać koszykarzem?

- Nie ma mowy! Nie przepadam za koszem, nawet nie oglądam go w telewizji.

Czy ojciec wtrąca się do Pana trenerskiej pracy? Udziela rad, chwali, krytykuje?

- Często rozmawiamy o sprawach szkolenia, ale nigdy się nie wtrąca. Raczej przekazuje mi swoją wiedzę. Lubię z nim o tym gadać. Chwalić nie chwali. To nie w jego stylu.

Paweł Janas - trener, jest wymagający i konsekwentny, słynie też ze spokoju i cierpliwości. Jaki jest Paweł Janas - ojciec?

- Faktycznie to spokojny gość. W domu, tak jak na boisku, był wymagający. Ale generalnie to dobry człowiek. Zawsze powtarzał, żebym był w życiu sobą. I staram się być.

Zaczynał Pan kopać piłkę we Francji. Nie było szans na to, by tam zostać?

- Gdy wróciliśmy z Francji do Polski, miałem niecałe jedenaście lat i niewiele do gadania. Żałuję, że tak wcześnie wróciliśmy.

Dość szybko został Pan trenerem. Nie powiodło się Panu jako zawodnikowi?

- Grałem w drugiej lub trzeciej lidze. Ale postawiłem sobie cel, że do końca studiów przebiję się do ekstraklasy. Nie udało się, więc zaraz po studiach zawiesiłem buty na kołku. Lepiej wcześniej zmienić pracę niż plątać się po niższych ligach i w wieku 35 lat zacząć szukać roboty. Zyskałem 10 lat.

Co daje większą satysfakcję: bycie sportowcem czy pisanie o sporcie?

- Za krótko pracuję jako dziennikarz, żeby to porównać. Fajnie grało się w piłkę. Te codzienne treningi, obozy, atmosfera szatni... To są niezapomniane chwile. Ale dziennikarstwo bardzo mi się podoba. Realizuję się w tym zawodzie.

Nie zapomniał Pan jednak, jak kopie się piłkę. Jest Pan najskuteczniejszym strzelcem halowej ligi dziennikarzy...

- Tego się nie zapomina, to tak jak jazda na rowerze czy pływanie. A poziom ligi dziennikarzy jest wysoki, grają w niej m.in.: Darek Dziekanowski, Jacek Bednarz, Maciej Szczęsny. To fajna zabawa.

Czym zajmuje się Pana siostra - Joanna? Też uprawia sport?

- Jest w ostatniej klasie gimnazjum. Jest sportowym talentem. Startuje we wszystkich możliwych zawodach szkolnych i międzyszkolnych. Najbardziej lubi grać w koszykówkę. Poszła w ślady mamy.


***
Rafał Janas - jest dziennikarzem sportowym dziennika Fakt i kanału telewizyjnego Canal+. Od września 2002 r. pomaga Władysławowi Żmudzie trenować młodzieżową reprezentację Polski. Ma 27 lat. Urodził się w Łodzi. Ukończył XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie i stołeczną AWF. Grał w ataku w AJ Auxerre we Francji, Legii Warszawa, WKP Włocławek, Ursusie Warszawa, Gwardii Warszawa, Aluminium Konin, Okęciu Warszawa, Hutniku Warszawa.