A jaki to wyrok? Kara bezwzględnego pozbawienia wolności na 1 rok i 6 miesięcy. Zasądzono również przepadek psa Fijo, zakaz posiadania zwierząt na maksymalny wymiar czasu, czyli 10 lat, nawiązkę w wysokości 3 tys. złotych oraz 25 tys. zwrotu kosztów leczenia dla fundacji Judyta, która zajmowała się Fijo.

Przypomnijmy, piesek został pobity 27 stycznia ubiegłego roku. 4-miesięczny szczeniak leżał w kałuży krwi. Miał zmiażdżony kręgosłup, połamaną miednicę, żebra, złamaną szczękę i powybijane zęby. O skatowanie pieska został oskarżony jego właściciel, Bartosz D. 5 grudnia w Toruniu ruszył jego proces. Do końca mężczyzna nie przyznawał się do winy.

W wyniku pobicia Fijo nie chodzi, porusza się na specjalnym wózku. Od października 2018 roku piesek mieszka pod Pabianicami, w Piątkowisku. Przygarnął go przedsiębiorca Artur Serocki. Tę historię opisaliśmy szczegółowo TUTAJ.

– Kara więzienia przewidziana kodeksem jest wyższa [za zabijanie lub znęcanie się nad zwierzętami grożą 3 lata więzienia; za czyny te dokonane ze szczególnym okrucieństwem górna granica kary wynosi 5 lat – red.], ale wydaje mi się, że sędzia starał się zrównoważyć rolę wychowawczą, a jednocześnie chciał, by sprawca poniósł karę – wyjaśnia Artur Serocki. – Wyrok jest rewelacyjny. Dla mnie to pełen sukces.

Przypomnijmy: w styczniu ubiegłego roku, kiedy Fijo został pobity, wyroków skazujących na karę więzienia za znęcanie się nad zwierzętami nie było. Dziś takich precedensów już kilka w Polsce mamy.

Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżonemu przysługuje apelacja.

– Nie sądzę jednak, by ewentualna apelacja coś zmieniła – dodaje pabianiczanin. – Sędzina była obiektywna i wyrok jest niezwykle wyważony.

Historię Fijo można śledzić na bieżąco na Instagramie.

Pana Artura redakcja Życia Pabianic odwiedziła w grudniu ub. roku. Mieszkały z nim wtedy oprócz Fijo jeszcze dwa psiaki – jamniczka Pampa i kundelek Teodor. Dziś tych psiaków jest już... pięć. Pabianiczanin przygarnął jeszcze Huntera (trzymanego na smyczy przy budzie) i Kofi. Oba pieski również mają za sobą tragiczne historie. Kofi, tak jak Fijo, nie chodzi. Jest po amputacji tylnej łapy. Jak do tego doszło? Przez kilka lat Kofi mieszkała na wsi. Pewnego dnia przestała poruszać tylnymi łapami. Nikt z tym nic nie zrobił, nie poszedł z nią do lekarza.

– Suczka bez imienia przez rok czołgała się w błocie i brudzie, nikt oprócz czasem ochłapów jedzenia nie pomógł, na ciele rany zaczęły ropieć i gnić, piesek zaczął umierać – pisze na Instagramie pabianiczanin. – Miłe Panie z @otoz_animals_lodz usłyszały o tym i szybko zabrały pieska. Niestety, jedna gnijąca łapka została amputowana. Piesek nie będzie już nigdy chodził. 

Kofi nikt nie chciał. Oprócz pana Artura.