ad

Oszukują, naciągają, lekceważą

Pełne ręce roboty ma powiatowy rzecznik praw konsumenta. Udziela porad, przygotowuje pisma procesowe, występuje w sądzie jako oskarżyciel publiczny, prowadzi mediacje ze sprzedawcami. Z roku na rok liczba niezadowolonych klientów rośnie. W 2013 roku u Elżbiety Jabłońskiej pomocy szukało 600 osób. Dla porównania, 10 lat wcześniej, kiedy zaczynała pracę, było ich tylko 72.

- Ten rok chyba będzie rekordowy. Tylko w styczniu sporządziłam 10 pozwów sądowych. Jeśli w takim tempie będą zgłaszane roszczenia cywilne, to ilość pozwów może wzrosnąć co najmniej do 100 – mówi nasz powiatowy rzecznik konsumenta. - Przez cały ubiegły rok takich spraw było 48.

Na co narzekamy?

- Głównie na nieuznane reklamacje sprzętu RTV, AGD. Producenci obarczają winą za uszkodzenia mechaniczne samych użytkowników, co bardzo często jest krzywdzące. Sporo spraw dotyczy również odmowy uznania reklamacji telefonów komórkowych – wylicza.

Często też psują nam się buty. Sprzedawcy, chcąc uniknąć odpowiedzialności, winę za uszkodzenie zrzucają na klienta.

- Głównie dotyczy to sieciówek – mówi Jabłońska.

Większość produktów, jak odzież, obuwie, biżuterię, torebki, a nawet meble możemy reklamować 2 lata od daty zakupu. Niezależnie od czasu gwarancji, jaki daje nam sprzedawca.

- Ustawodawca wymusił na przedsiębiorcach dwuletni okres odpowiedzialności za jakość sprzedanego produktu – tłumaczy rzeczniczka. - Jeśli okres gwarancji producenta minął, możemy zgłosić reklamację na podstawie niezgodności towaru z umową.

To szczególnie ważne, w przypadku kiedy po wydanej rocznej gwarancji dochodzi na ujawnienia wad, np. w sprzętach RTV czy AGD.

- Często klienci są wprowadzani w błąd. Sprzedawca informuje ich, że okres „gwarancji” na przykład na buty to rok albo pół roku. To celowe błędne informowanie. Należy to zgłosić do Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej – zaznacza. - W Pabianicach mamy kilka takich sklepów. Właściciel jednego z nich stempluje na odwrocie paragonu czas gwarancji 3 miesiące. Pamiętajmy jednak, że nie występuje reżim gwarancji w przypadku butów czy odzieży. To sprzedawca odpowiada za ich jakość przed kupującym przez okres 2 lat. Odpowiedzialność ta wynika z przepisów konsumenckich i reżimu niezgodności towaru z umową.

Jeśli używaliśmy produktu zgodnie z jego przeznaczeniem, stosowaliśmy się do instrukcji i przestrzegaliśmy warunków użytkowania, mamy pełne prawo reklamować produkt.

- Jeśli kupimy bluzkę i mimo prania zgodnie z zaleceniami na metce skurczy się, czy wyblaknie, to możemy ją zareklamować – dodaje.

Zbierajmy paragony

Podstawą każdej reklamacji jest dowód zakupu. Uszkodzenie należy zgłosić maksymalnie 2 miesiące od daty jego zauważenia. Sprzedawca musi sporządzić zgłoszenie reklamacji. Powinny się tam znaleźć dane klienta, data zakupu towaru, jego cena i nazwa, charakter uszkodzenia oraz roszczenie konsumenta.

Czego możemy żądać? Jeśli produkt ma mniej niż 6 miesięcy, możemy domagać się wymiany na nowy albo zwrotu pieniędzy. Jeżeli mamy go dłużej, producent powinien bezpłatnie go naprawić.

- W ciągu 14 dni od przyjęcia reklamacji, sprzedawca musi się do niej ustosunkować. Jeśli w tym czasie nie będzie odpowiedzi, reklamację uznaje się za rozpatrzoną na korzyść klienta – zaznacza Jabłońska.

Niestety, ten przepis niedługo ma ulec zmianie.

- Prawo zmieni się bardzo na niekorzyść konsumentów – mówi. - W czerwcu przepis o 14-dniowym okresie rozpatrzenia reklamacji zostanie zmieniony. Nie będzie określonego terminu , więc roszczenia reklamacyjne kierowane do sprzedawców mogą trwać kilka, a nawet kilkanaście tygodni.

Reklamować możemy też produkty spożywcze. Jeśli kupimy przeterminowaną czy zepsutą żywność, możemy ją zwrócić do sklepu nawet 3 dni po jej zakupie. W takiej sytuacji sprzedawca ma obowiązek bezzwłocznie oddać pieniądze.

Nie ufaj domokrążcy

Spory odsetek spraw, które petenci zgłaszają do Jabłońskiej, dotyczy zakupów i umów podpisanych w domu z domokrążcami.

- Często dają się naciągnąć osoby starsze. Są bardziej łatwowierne, ufne, bo żyły w innych czasach. Wtedy nie było takich nieuczciwych praktyk – zaznacza.

Osoby, które odwiedzają klienta w domu, wprowadzają go w błąd, by kupił od nich usługę albo produkt.

- Były osoby, które podawały się za pracowników spółdzielni mieszkaniowej. Mówiły, że lokator musi wymienić piecyk albo termę gazową. Inaczej będą musieli odłączyć gaz w mieszkaniu – opowiada. - Od razu oferowali zakup nowego urządzenia, ale o wiele drożej niż w sklepie. Ludzie padali ich ofiarą i kupowali najtańsze piecyki gazowe warte 500 zł za prawie 2.000 zł.

Jabłońska przestrzega też przed pokazami produktów.

- Zgłosiła się do mnie pani, która na takim pokazie kupiła patelnię za 1.800 zł. Podczas prezentacji smażono bez tłuszczu pierś kurczaka, gotowano mleko w garnku, udowadniając, iż się nie przypala. Okazało się, że w rzeczywistości nie tylko patelnia przebarwiła się i ujawniła wady, ale przede wszystkim nie można na niej smażyć produktów bez użycia tłuszczu - opowiada.

Sprawa została skierowana do sądu.

- Dzisiaj na konsumentów czeka bardzo dużo zasadzek – podsumowuje Jabłońska.