Co na to pacjenci?

- Czasem patrzą z niedowierzaniem - uśmiecha się Ratajczak. - Mają kłopot, jak się do mnie zwracać. Siostro? A może bracie? Siostry kojarzyły się z zakonnicami. Dlatego zwykle mówią do mnie: panie Grzegorzu.

Dlaczego pielęgniarka?

- Widocznie los tak chciał - wyznaje pielęgniarz. - A miałem z czego wybierać. Chęci i możliwości nie brakowało.

W dzieciństwie grał na pianinie i gitarze. Świetnie rysował, był niezły z angielskiego.

- Chciałem wiedzieć, o czym śpiewają moi idole - opowiada. - Zacząłem tłumaczyć teksty piosenek. Odkryłem, że mam zdolności językowe.

Ukończył I Liceum Ogólnokształcące. Chciał studiować filologię angielską, ale na egzaminie zdobył za mało punktów. Drugi wybór to studium medyczne.

- Pielęgniarstwem zaraziła mnie mama - wspomina. - Była położną. Jako dziecko interesowałem się jej książkami. Dokładnie je przeglądałem.

W studium był rodzynkiem. Na jego roku naukę rozpoczęło 4 chłopców, skończyło dwóch i aż 30 dziewcząt.

Od początku pracował z kobietami.

- Zdążyłem przywyknąć do towarzystwa pań w fartuchach - uśmiecha się. - Nawet w karnawałowe ostatki przebierałem się za pielęgniarkę.

Żona nie ma z medycyną nic wspólnego.

- W domu musi być równowaga - uśmiecha się Ratajczak. - Dlatego w naszym małżeństwie mąż jest pielęgniarką, a żona budowlańcem.

Przez 13 lat pracował na onkologii w szpitalu im. Kopernika w Łodzi.

- To trudny oddział - wyznaje. - Tam nauczyłem się rozmawiać z pacjentami.

Z onkologii przeniósł się na dermatologię, gdzie leczono żylaki i owrzodzenia podudzi. Pracował 7 lat. Po likwidacji oddziału zwolnił się z pracy.

- Postanowiłem pójść na zasłużony odpoczynek - wyznaje. - Zarejestrowałem się jako bezrobotny. Pierwszy raz od lat podczas świąt nie martwiłem się dyżurami.

Bez pracy wytrzymał osiem miesięcy. W 2001 wrócił na internę do Pabianic. Od 2003 pracuje na oddziale długoterminowej opieki.

- U nas większość chorych nie wstaje z łóżka - mówi. - Potrzeba dużo siły, by dźwigać, podnosić i sadzać chorych. Przydaje się męska ręka.

Ma podejście do pacjentów. Zawsze uśmiechnięty wzbudza ich sympatię.

- W tej pracy trzeba być cierpliwym i bardzo wyrozumiałym, choć często brakuje czasu na rozmowę z chorymi - wyznaje.

Chętnie robi zastrzyki, pobiera krew.

- Najgorsze jest pisanie raportów - przyznaje. - Pielęgniarek jest coraz mniej. Dojeżdżają aż z Bełchatowa.