ad
- Długo uczyłam się języka angielskiego i zbierałam pieniądze, bo bez tego nie spełniłabym marzenia - wyznaje Ola.

Nie podróżowała sama. Dzięki Internetowi poznała pięć osób gotowych na daleką wyprawę. Chcieli jechać słynną koleją transsyberyjską. Ale musieli mieć miesięczne wizy do krajów, przez które jedzie pociąg. Problemem były bilety, bo te można kupić wyłącznie w Rosji. Bilet dla jednej osoby kosztuje w Moskwie 1.000 zł w jedną stronę.

- Za powrotny bilet kupiony w Pekinie płaciliśmy już tylko 300 złotych - dodaje Ola. - Koszt wyprawy to około trzech i pół tysiąca złotych, nie licząc ekwipunku.

Na koniec zaszczepili się przeciwko żółtaczce.

W lipcu wsiedli do pociągu w Moskwie. W czteroosobowych przedziałach fotele są rozkładane do spania. W każdym wagonie jest umywalka i toaleta. Na końcu korytarza stoją samowary z wrzątkiem na herbatę. Pociąg zatrzymuje się co 8 godzin - na 20 minut. Wtedy od miejscowych babuszek nasi podróżnicy kupowali coś do jedzenia, przeważnie pierożki.

- Bo jak długo można grać w karty i urządzać wycieczki na koniec pociągu? - opowiada Ola.

Krajobraz za oknem wagonu mógł uśpić: trawa, brzezina, trawa, pole, trawa, wioska. Czwartego dnia ujrzeli Bajkał - najstarsze jezioro świata. Po pokonaniu 12 tysięcy km pociąg stanął w Uan Bator, stolicy Mongolii.

- To miasto bez zieleni, usłane betonowymi osiedlami rodem z ZSRR - opowiada Ola. - Ale bezpieczne i tanie. W dzielnicy turystycznej bez problemu dogadałam się po angielsku. W sklepach były głównie polskie produkty. Na śniadanie jadłam nasz dżem truskawkowy.

Pabianiczanka miała szczęście. Trafiła na Nadaam - mongolskie święto narodowe. Obchodzono je wyjątkowo hucznie, bo była to także rocznica powstania państwa Dżyngis-Chana. Urządzono zawody łuczników, wyścigi konne chłopców, zapasy.

- Wynajętym mikrobusem pojechaliśmy w step - opowiada Ola. - Pojedyncze namioty stoją tam pośrodku gołych pól. Trasa wiodła bezdrożami. Nie mam pojęcia, jak nasz kierowca orientował się w tym terenie.

Prawie w każdej jurcie jest bateria słoneczna i antena satelitarna, dzięki której działają telefony komórkowe. Przed jurtą często stoi porządny samochód terenowy.

Z Mongolii pojechali pociągiem do Chin. Było mgliście, duszno, parno. Temperatura plus 40 stopni. Za 3 dolary łatwo znaleźli pokój z klimatyzacją.

- Pierwsze zaskoczenie to dworce, pociągi, autobusy, drogi na bardzo przyzwoitym poziomie - mówi podróżniczka. - Turyści traktowani są dobrze, choć musieliśmy dogadywać się na migi.

Podróżnicy z Polski wzbudzali sensację.

- Chińczycy dotykali nas, chcieli z nami pozować do zdjęć - opowiada Ola.

Polakom trudno było przywyknąć do braku prywatności. Choćby do tego, że chińskie łazienki nie mają drzwi.

- Życie toczy się na ulicy. Są uliczni fryzjerzy, uliczni czyściciele uszu, uliczni masażyści stóp - opowiada Ola.

Chińczycy mają w nosie zasady ruchu drogowego. Jeżdżą jak chcą, trąbią bez powodu. Żyją szybko. Gdy klient wychodzi z restauracji, naczynia sprząta się razem z obrusem.

Po Chinach Polacy poruszali się koleją. W Datongu zwiedzali wiszące klasztory buddyjskie, w Xi’an - terakotową armię. Byli na placu, gdzie puszcza się 20-metrowe latawce. Wybrali się do klasztoru Shaolin.

- To nie jest tylko atrakcja turystyczna. Mnisi wciąż się szkolą w sztuce samoobrony - dodaje Ola.

Ogromne wrażenie zrobił na nich Wąwóz Skaczącego Tygrysa.

- Przez dwa dni szliśmy wąskimi ścieżkami na wysokości trzech tysięcy metrów - wspomina Ola.

W Yang Shuo widzieli ryżowe tarasy i łowienie ryb przy pomocy tresowanych kormoranów.

- Ptaki są wędkami - mówi Ola. - Kormoran nurkuje po rybę, a kiedy wypływa, nie ma szans odlecieć z łupem, bo rybak ciągnie za sznur.

Spotkali lud Yao. Kobiety z tego ludu ścinają włosy tylko raz w życiu, na 18. urodziny.


***
5 grudnia o godz. 18.00 w restauracji Dwa Księżyce (ul. św. Jana) Ola Skorupka podzieli się wrażeniami z wyprawy. Będzie można posłuchać jej opowieści i zobaczyć slajdy z podróży. Pieniądze zebrane z prezentacji (wstęp 4 zł) będą przekazane na fundację "Mam Marzenie", pomagającej spełniać marzenia dzieci z chorobami zagrażającymi życiu.