Dwa psy w typie wilczura zaskoczyły niedawno naszą biegaczkę podczas treningu. Było to w lesie w Chechle na wysokości przejścia dla zwierząt nad trasą. Na szczęście zwinna i szybka zawodniczka Azymutu uniknęła ataku.

- Musiała przerwać trening – mówi Jerzy Woźniak, jej trener. - Te psy podejrzewam, że albo są tu wypuszczane albo uciekły. To bardzo niebezpieczne, bo tu trenuje i spaceruje dużo osób, a co jeśli te psy zaatakują rodzinę z dziećmi.

Zobacz też: Wilk robi rozeznanie terenu w naszych lasach

Trener obawia się, żeby nie powtórzyła się sytuacja jaka miała miejsce w tym roku w lesie w Arturówku. Tam biegacz został zaatakowany przez trzy duże psy, które dotkliwie pogryzły go po nogach.

Jerzy Woźniak powiadomił o sytuacji nadleśnictwo.

- To były pierwsze takie sygnały od lat – przyznaje Adam Pewniak, nadleśniczy Nadleśnictwa Kolumna. - My też niewiele możemy. Takich psów nie wolno odstrzelić, można je odłowić, ale to też za zgodą odpowiednich służb. Myślę, że to zwierzęta jednego z rolników. Ostatnie takie przypadki mieliśmy lata temu, gdy rzeczywiście agresywne dla ludzi psy błąkały się po lesie.

Nadleśniczy polecił, żeby w przypadku następnego „spotkania” z błąkającymi się psami, od razu powiadomić komendanta Straży Leśnej.

- Chodzi o to, żeby od razu miał szansę wytropić te psy i prześledzić skąd pochodzą. Po dotarciu do właściciela zwierząt będzie można jego pociągnąć do odpowiedzialności – dodaje nadleśniczy.