Pulsoksymetr wygląda jak pudełko zapałek. Zakłada się go na palec, a na monitorze wyskakują liczby. Pokazują nasycenia krwi tlenem (w procentach) oraz tętno.

– Warto je mieć w domu – uważa doktor Lechosław Dorożała, dyrektor do spraw medycznych PCM.

Jego obsługa jest prosta, a cena niewielka. Przydaje się bardzo zarażonym koronawirusem, którzy chorują w domu. Nie muszą z nim chodzić na palcu przez całą dobę. Używa się go, kiedy pojawią się kłopoty z oddychaniem. Zakładamy pulsoksymetr na palec i czekamy na wynik.

– Jeśli będzie poniżej 95 procent, to sytuacja jest groźna. Trzeba wezwać pomoc. Jeśli wynik jest wyższy niż 95 procent, możemy być spokojni – dodaje doktor.

Jak to działa? Mierzy nasycenie krwi tętniczej tlenem. Robi to przez skierowanie światła czerwonego i podczerwonego przez naczynia w palcu. Urządzenie mierzy stopień pochłaniania światła przez krew, co pozwala określić, w jakim stopniu jest ona wysycona tlenem. Urządzenie ustala procentowy udział natlenowanej hemoglobiny w hemoglobinie w ogóle. Prawidłowy poziom saturacji wynosi pomiędzy 95 a 99 procent. Saturacja na poziomie 94 procent i niższym to już objaw niedotlenienia. Życie Pabianic szukało tego urządzenia w pabianickich sklepach medycznych i aptekach. „Były, ale już nie ma” – usłyszeliśmy we wszystkich punktach.

– Wczoraj poszła ostatnia sztuka – poinformowano nas w sklepie medycznym przy Kilińskiego. – Kosztował około 115 zł. Może będą w przyszłym tygodniu.

Sklep złożył zamówienie. Ale w jakiej cenie będą w nowej dostawie? Nie wiadomo. Nie ma pulsoksymetrów w sklepie przy ul. Moniuszki. Poszły jak woda, choć kosztowały 120 zł. Złożono zamówienie na nową partię. W sklepie przy ul. Orlej urządzenia kosztowały 129 zł. Też już nie ma ani jednego.