900 kilometrów przejadą rowerami w trzy tygodnie. Jest ich dwudziestu. Wysokość 5.413 metrów nad poziomem morza osiągną, gdy wjadą trasą Annapurna Circuit na Thorong La w Nepalu. Wśród nich jest pabianiczanin: 38-letni Dariusz Rudzki
 
Na taką wyprawę nie można pojechać bez przygotowania. Dlatego Darek codziennie biega. 10-12 kilometrów. Gdzie? Po Bugaju.
- Biegam po Jankego i Świetlickiego, a dokładniej po ścieżce rowerowej z kostki brukowej - wyjaśnia. - Gdy ją przebiegnę 8 razy, to mam zaliczone 11 kilometrów i mogę wracać do domu.
Żeby nie liczyć, ile razy przebiegł ulicę, na uszach ma słuchawki z rytmiczną muzyką.
- Gdy kończy się nagrany zestaw, to znak, że minęła właśnie godzina i mogę wracać do domu - żartuje. - Biegam z pulsometrem, ale w zasadzie nie jest mi potrzebny, ponieważ nauczyłem się słuchać własnego organizmu.
Ale bieganie to za mało, gdy chce się zdobyć Dach Świata. Dlatego w soboty i niedziele Darek z ekipą kolarzy trenuje w lesie i na szosie. Tempo treningów jest naprawdę intensywne, ale takie właśnie być musi, aby osiągnąć zamierzony cel.
- Mam na koncie kilkanaście startów w maratonach MTB i jak na razie w tym roku jeden zimowy w Jabłonnej, gdzie było dużo błota i śniegu. Jeżdżę rowerem w Tatrach. Jest taka trasa dookoła Tatr, na którą wjeżdża się w Bukowinie Tatrzańskiej i po 220 km przez Słowację objeżdżamy całe Tatry dookoła w ok. 10 godzin - tłumaczy.
Darek mieszka w Pabianicach. Żeby dobrze przygotować się do wyprawy, trenuje na Górze Kamieńsk. Tam, gdzie inni zjeżdżają na nartach, on wjeżdża rowerem. Trenuje dużo również w domu, na siłowni, jak i na trenażerze. Nie zawsze czas pozwala na stałe godziny treningów, więc wstaje rano, gdy większość ludzi jeszcze śpi lub kończy zaplanowany trening przed północą.
- Muszę przygotować się do 30 proc. nachyleń podjazdów, a Kamieńsk ma 12-18 proc. nachyleń. Dlatego najchętniej jeżdżę przy orczyku. Tam jest 29 proc. nachylenia - zdradza.
Jeździ w górę i w dół. Po 10 razy.
Miłość do takiego sportu wyczynowego w sercu Darka narodziła się 8 lat temu. Sześć lat temu miał wypadek motocyklowy. O mały włos nie zginął i groziła mu amputacja ręki. Lekarze ją uratowali.
- To nie była nasza wina, ale od tamtej pory szanuję każdą sekundę życia. Przed wypadkiem moją pasją był boks, który uwielbiałem, ale niestety życie napisało dla mnie inny scenariusz. Dziś nie marnuję czasu - wyjaśnia. - Maratony rowerowe i bieganie na maksa zacząłem 3 lata temu.
Wyjazd do Nepalu to jedna z kilku wypraw, które dla siebie zaplanował. Dla niego zwykła jazda rowerem nie jest już atrakcją. Latem pojechał z kolegą do Sopotu. Oczywiście rowerami. Pokonanie 390 km zajęło im 20 godzin. Ich średnia prędkość wyniosła 23 km/h, ale na początku trasy mieli na liczniku 29 km/h. 
- Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Toruniu - wspomina wyprawę. - Ale to była tylko lekka przejażdżka w porównaniu z tym, co teraz zaplanowałem.
Darka w sportach ekstremalnych wspiera żona Agnieszka.
- Popiera i wspiera mnie w pomysłach, ale sama sport uprawia rekreacyjnie - mówi.
Rudzcy prowadzą firmy w Łodzi. Jak nie ma spotkań z klientami, to wskakuje na rower i jedzie do Łodzi do firmy na Łąkową rowerem ok. 25 minut.  
- Samochodem zajmuje mi to pół godziny, bo stoję w korkach - wylicza.
Pabianiczanin z grupą śmiałków z United-Cyclists.com wyruszy 27 marca. To 19 facetów i 1 kobieta zebrani z całej Polski. 
- Zanim nas dopuścili do wypraw, musieliśmy przejść testy sprawnościowe, badania, zaszczepić się i na koniec ubezpieczyć - wylicza. - Ja i mój kolega z Bełchatowa przebrnęliśmy przez to z sukcesem. I lecimy.
Wylądują w New Delhi w Indiach. Busami dojadą do Katmandu. Tutaj zrobią zakupy żywności i już wsiądą na rowery. Muszą pokonać nepalską dżunglę, gdzie często można napotkać pająki większe od dłoni dorosłego człowieka.
- Spotkanie po drodze tygrysa też się może przytrafić – mówi Darek.
W wysokich górach będą musieli przejechać trasę, która liczy 220 kilometrów. Ciśnienie powietrza spadnie tam do 500 hPa, czyli będzie o połowę niższe, niż jest u nas. Na tej wysokości grozi choroba wysokościowa, dlatego ekipa będzie dostosowywać odpowiednio dystanse, tak aby przejść aklimatyzację przed wjazdem na przełęcz.
Annapurna to jedna z najniebezpieczniejszych gór na Ziemi. Weszło na nią 191 wspinaczy, a 51 przypłaciło to życiem. Ale nie trzeba wspinać się na szczyt, żeby poczuć jej majestat. Najsłynniejszy i najdłuższy szlak, uważany za kultowy, to właśnie Annapurna Circuit. Na nim pojawi się pabianiczanin.
- Po drodze zobaczymy ośnieżone wierzchołki ośmiotysięczników: Annapurna I, Dhaulagiri i Manaslu - wyjaśnia.
Dodatkową trudność stanowi także różnica wysokości, którą trzeba pokonać zdobywając przełęcz – droga jest długa i stroma, wymaga dużej sprawności fizycznej. 
- Wjazd będzie morderczy, a zjazd niebezpieczny - dodaje. 
Po drodze wjedzie do wioski Muktinath, która jest uważana za święte miejsce przez hinduistów i buddystów. Zobaczy jedną z najstarszych na świecie świątyń hinduistycznego boga Wisznu. Buddyści twierdzą, że tutaj medytował guru Rinpocze, zwany Drugim Buddą.
- I czeka nas bardzo zmienna pogoda, która potrafi nieźle dać w kość. Na mniejszych wysokościach jest gorąco, bardzo wilgotno i często pada deszcz, z kolei wyżej narażeni będziemy na skoki temperatury, która nocami potrafi spaść mocno poniżej zera - wyjaśnia Darek. - Ale to nieważne. Trenowałem 3 lata, żeby bez problemów pokonać te 220 kilometry na Dachu Świata. W trakcie wyprawy schudnę ok. 8-10 kg, choć już nie bardzo mam z czego, więc ciężko będzie mnie poznać, gdy wrócę.
 
Darek Rudzki szuka firm i instytucji, które chciałyby zareklamować się w nietuzinkowy sposób, a jednocześnie wesprzeć choćby w małej części jego wyprawę. Mail do Darka darr@o2.pl.