ad

Bartosz ma 20 lat. To obecnie czołowy pabianicki tancerz hip-hop freestyle. Pięć lat młodsza od niego Honorata idzie w ślady brata. To dzieci choreografki Ganeszu Beaty Stasiak i mistrza Polski katamaranów klasy A Macieja Stasiaka.

Od 21 lat przez zajęcia Beaty Stasiak przewijają się tysiące dziewcząt i chłopców z Pabianic. Nikogo już nie dziwi w mieście, że młodzi ludzie garną się tłumnie do Młodzieżowego Domu Kultury. Przychodzą spełniać tutaj marzenia. Na początku uczyli się, jak tańczyć funky i jazz. Dziesięć lat temu rozpoczęła się era stylu street dance. Młodzi ludzie chcą tańczyć hip-hop, house, popping czy locking.

- Dziś te style fascynują nas najbardziej, bo za ich pomocą wyrażamy siebie i nasze emocje – wyjaśnia choreografka.

Co roku w Ganeszu tańczy około 90 młodych tancerzy. W tym gronie jest 20-letni Bartosz Stasiak, syn Beaty.

- Miałem 7 lat, gdy zacząłem tańczyć u mamy. Szybko uznałem, że to jest słabe. Wróciłem półtora roku później na hip-hop – mówi.

Obowiązkowe treningi są dwa razy w tygodniu po półtorej godziny na „emdekowej” sali. Są też obozy.

- Drugie tyle tańczy się samemu. Można wcześniej przyjść na salę i samodzielnie poćwiczyć. Do tego dochodzą weekendowe warsztaty, konkursy – wylicza.

Dziś życie 20-latka to przede wszystkim taniec.

- Cztery lata temu poczułem freestyle. Co mógłbym robić do końca życia? Tańczyć – przyznaje Bartosz.

Żeby udowodnić zwłaszcza sobie, że jest dobry, regularnie bierze udział w konkursach. Staje do bitew hip-hopu w Poznaniu, Rumii, Gdańsku, Warszawie...

- Ostatnio często bywam w szesnastce najlepszych tancerzy na danych zawodach. W Rumii było 170 tancerzy. Pokonałem 154. Ale wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, żeby wspiąć się wyżej – nie kryje. - Taniec to oderwanie się od rzeczywistości. Bardzo lubię to robić.

Na jego poczynania krytycznie patrzy mama, która pierwsze kroki stawiała u Jana Dobrowolskiego w Spółdzielczym Domu Kultury przy Orlej. Była wtedy uczennicą IV klasy szkoły podstawowej. Potem była szkoła choreografii w Zielonej Górze. W tym roku 43-letnia tancerka i choreografka świętowała 20-lecie zespołu Ganesz.

- Kultura hip-hopu przyszła do nas z USA, Francji, Niemiec. Polska dopiero budzi się na taki taniec – wyjaśnia. - Bartosz ma świetną „ziemię”. On niemal lata nad ziemią. Ma bardzo czystą i dobrą technikę.

Teraz Beata freestylu uczy się od syna, córki i innych tancerzy.

- Robiłam przez lata choreografię, ale to jest coś zupełnie nowego. Oni wychodzą poza ramy narzucane przez choreografię – wyjaśnia. - Jednak trzeba mieć mocne i wyćwiczone podstawy, by móc dobrze tańczyć freestyle.

Brata podpatruje młodsza o pięć lat Honorata.

- Byłam w II klasie szkoły podstawowej, gdy zaczęłam chodzić na zajęcia do mamy – wylicza gimnazjalistka. - Zajęcia dwa razy w tygodniu plus własne treningi. Tak jest do dziś. Często proszę brata, by mi dał lekcje. Mówi wtedy, co robię dobrze, a co źle.

Miesiąc temu na konkursie w Poznaniu zajęła 9. miejsce.

- Stał za mną i nagle krzyknął „ziemia”. Wiedziałam, co mam robić. Dzięki tej inspiracji zajęłam tak wysoką pozycję – przyznaje siostra.

Na jedne z zawodów do Częstochowy pojechali sami, bez rodziców. Byli w ósemce najlepszych.

- Widziałam film z tego konkursu. Oboje zatańczyli fantastycznie. Ale dla mnie jako matki najfajniejsze było to, że się tam bardzo wspierali – przyznaje Beata. - Tylko raz, jak do tej pory, stanęli naprzeciwko siebie w bitwie. To było w Bydgoszczy. Przyglądali się temu inni tancerze z Ganeszu, krzycząc „Honorata rozwal brata”. Oboje wypadli bardzo dobrze, ale wygrał Bartosz. Zdecydowanie nie na moje nerwy taka sytuacja.

10 grudnia Honorata (w kategorii wiekowej 12-15 lat) i Bartosz (kat. powyżej 15) zdobyli pierwsze miejsca w łódzkim turnieju Catch That Move.

Siłę do brania spraw we własne ręce i spełniania marzeń mają chyba po tacie. Maciek Stasiak 6 razy był mistrzem Polski i dwa razy wicemistrzem. Ścigał się z sukcesami katamaranem klasy A-Cat na polskich jeziorach. Ventilo zbudował sam na podwórku za klubem Żywiec przy Nowym Rynku.

- Czasami do drugiej w nocy stałem za barem w Żywcu, by rano o świcie pojechać z katamaranem na przyczepie na zawody. I wygrywałem – przyznaje.

Do 2008 roku życie rodziny było podporządkowane startom Maćka. Wtedy poważna kontuzja nogi wyeliminowała go z rywalizacji.

- Podczas wakacji wynajmujemy łódkę i z przyjaciółmi żeglujemy po Mazurach – mówi wielokrotny mistrz Polski.

Teraz pora, by o własne marzenia zawalczył Bartosz.

- Za 10 lat chciałbym prowadzić warsztaty z freestyle. Wygrywać konkursy i zajmować się sędziowaniem. Marzę, by się z tego utrzymać. Taka jest idea – przyznaje 20-latek.

Dziś Bartosz studiuje na Politechnice Łódzkiej. Jego 15-letnia siostra marzy, by tańczyć i pracować jako stewardesa.

- Widzę siebie za parę lat, jak idę z walizeczką z koleżankami w eleganckich garniturkach. Chcę zwiedzać świat – rozmarzyła się Honorata. - Ale co będę rzeczywiście robić za te 10 lat, to nie wiem.

O ich przyszłość martwią się rodzice.

- Nie wiem, czy z tańca się utrzymają, więc wolałabym, żeby mieli dobre zawody i wolność finansową, która pozwoli im tańczyć i spełniać marzenia – mówi mama.