40-letni Tomasz C. zawsze był elegancko ubrany i zawsze pojawiał się w towarzystwie pięknych kobiet. Teraz, decyzją sądu w Łodzi, musi meldować się codziennie w łaskiej komendzie.

- Jest pod dozorem policji - mówi Witold Kozicki z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji.

Wraz z mieszkańcem Łasku w ręce funkcjonariuszy CBŚ wpadło 12 osób. 10 na wniosek prokuratury aresztowano. Kobietę i jeszcze jednego mężczyznę oddano pod dozór policji.

Są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi im do 10 lat więzienia.

Zajmowali się wymuszaniem okupu za nieujawnianie kompromitujących zdjęć i nagrań magnetowidowych. Znaleziono kilkadziesiąt kaset i fotografii. Ujawniono też blisko 100 ofiar szantażystów. Dziesiątki innych milczą. Policjanci liczą, że po aresztowaniu członków gangu, zgłoszą się i złożą zeznania. Niewykluczone, że wśród ofiar szantażystów są też mieszkańcy Pabianic.

- To bardzo delikatna sprawa - tłumaczy Kozicki dyskrecję policji. - Wśród poszkodowanych są prawnicy, przedsiębiorcy, biznesmeni z województwa łódzkiego i mazowieckiego.

Gang działał ponad rok. Należeli do niego przedsiębiorcy z Brzezin, Łodzi, Skierniewic i Łasku. Mózgiem grupy był według policji Sylwester F., przedsiębiorca z Brzezin. Handlował tkaninami, a kontakty biznesowe wykorzystywał w inny sposób.

- Ofiarami byli znajomi członków gangu - mówi funkcjonariusz CBŚ. - Ci nie mieli oporów, by ich wystawić.

Sposób na zarobienie pieniędzy był prosty. Najpierw sprawdzano stan majątkowy przyszłych ofiar. Niektórych śledzono całymi tygodniami, by poznać ich zwyczaje i życie prywatne. Szukano słabych punktów, np. skłonności do flirtów i romansów. Potem ofiarom podstawiano atrakcyjne dziewczyny. Były to prostytutki sprowadzane z ekskluzywnych lokali. Jedna przyjeżdżała "do pracy" specjalnie z Wiednia.

Jednemu z pokrzywdzonych, amatorowi dyskotek, zawróciła w głowie tancerka z nocnego lokalu. Innemu przedstawiono "przedsiębiorczą" Rosjankę i umówiono na spotkanie biznesowe.

W grupie działał też 47-letni przystojny prawnik z Łodzi. Jego specjalnością było uwodzenie kobiet.

Panienki umawiały się z ofiarami na spotkania w wynajętym i specjalnie przygotowanym mieszkaniu. Apartament był naszpikowany elektroniką - kamerami i magnetofonami. Szantażyści nagrywali i robili zdjęcia kobietom i mężczyznom w niedwuznacznych sytuacjach. Potem pokazywali je ofiarom i dawali "propozycje nie do odrzucenia". Minimalna stawka za "wykupienie" kompromitujących fotek wynosiła 30.000 zł. Maksymalna (dotychczas ustalona) 100.000 zł.

Kto nie chciał płacić, był straszony. Dostawał anonimowe telefony z pogróżkami.

Tylko nieliczni szukali pomocy u policjantów.