Takie pytania cisną się na usta po spacerze wzdłuż torów tramwajowych, ulicami Warszawską, Zamkową i Łaską. Zamiast wytężonych prac przy zrywaniu starych torów, mamy tam plażę zimą – błogi wypoczynek nielicznych panów drogowców. Zamiast postępów w układaniu nowego torowiska, leżą sterty dawno temu zwiezionego budulca, z powodu nieróbstwa już pokrytego rdzą. A do tego niepotrzebnie długo pozamykane boczne ulice, objazdy, niewygody mieszkańców okolicznych domostw. Roboty, które z powodzeniem można (i trzeba) było wykonać w kilka dni, ciągną się tutaj miesiącami.

Najsmutniej jest w centrum Pabianic. Tutaj prezydent obiecał ulicę Zamkową gładką jak stół, przedzieloną torowiskiem dla szybkich tramwajów, ładnym i funkcjonalnym jak w Genewie czy Paryżu. A co wciąż mamy? Dziury głębokie i szerokie jak leje po bombach ze szwabskich samolotów oraz kupę kamieni rzygających spod kół jadących aut. Ruina, że wstyd przed całą Polską. Ostatni przejaw życia budowlano-drogowego na tej historycznej ulicy zaobserwowano ponoć pół wieku temu.

A miało być tak ślicznie. W połowie czerwca zeszłego roku przedstawiciel firm, którym kasa Pabianic płaci grube miliony za nowe torowisko tramwajowe (6 km), zaklinał się, że ekipy remontowe nie będą szczędzić potu. Że już zakasały rękawy i piorunem ruszą z robotą. Albo jeszcze szybciej. Centrum miasta miało być remontowane na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku, a kawał ulicy Warszawskiej – jesienią. Ale nic z tego. W październiku miały ruszyć roboty na pętli tramwajowej przy Wiejskiej. Ale przełożono je na grudzień, a potem na marzec następnego roku. W połowie stycznia 2021 roku miały się rozpocząć prace w okolicach Dużego Skrętu. Ale nie ruszono tam nawet łopatą, itd., itd.

Dało się zauważyć, że aktywność remontowców pojawia się średnio co kilka miesięcy – by wydać kolejny komunikat o przełożeniu robót na później. Można też odnieść wrażenie, że konsorcjum tzw. wykonawców torowiska zajmuje się głównie produkcją wymówek typu „paluszek i główka…” (a to, że przeszkadza im pandemia, a to, że opieszali urzędnicy). Wszystko to dzieje się na budowie bardzo drogiego Tramwaju Metropolitalnego (prawie 174 miliony zł) – sztandarowej inwestycji Pabianic. Cóż, jaka metropolia, takie roboty…

Jeden z Czytelników„Życia Pabianic” przeprowadził rachunek. Wyszło mu, że gdyby ekipy remontowe sumiennie pracowały od połowy zeszłego roku (a nie tylko od czasu do czasu), do ułożenia miałyby dziennie tylko 23 metry torów. I już byłoby po robocie.

Jak wiadomo, każda władza ma tendencję do przydzielania pracy tym, którzy najmniej się do niej nadają (to słynne prawo Cornuelle'a, ostatnio zwane też prawem Sasina i Suskiego). Gospodarze Pabianic najwyraźniej trzymają się tej normy, bo nijak nie potrafią zakończyć żałosnej ciuciubabki na tramwajowych torach.

redaktor dyżurny