Z tego, co wrzucamy do koszy, puszek i kontenerów powstanie gaz, który posłuży do ogrzania naszych mieszkań.

- To nowatorskie i bezpieczne rozwiązanie - przekonują członkowie Zarządu Miasta z prezydentem Pawłem Winiarskim na czele.

- To nieprzemyślany krok, który może przynieść opłakane skutki
-
alarmują pabianiccy ekolodzy oraz niektórzy radni.

Dobre, bo fińskie?

Nad tym, co zrobić z pabianickimi śmieciami, urzędnicy główkowali od dwóch lat. Do tej pory nasze odpadki trafiały na wysypisko w Łaskowicach. Niestety, najpóźniej za rok zabraknie tam miejsca.

Z odsieczą chciały przyjść pabianiczanom firmy wyspecjalizowane w utylizacji śmieci - szwajcarska Orfa, niemiecka Herchoff i fińska Rumen. Szwajcarzy i Niemcy proponowali supernowoczesne technologie, nastawione przede wszystkim na selekcje surowców wtórnych, a w drugiej kolejności na produkcję paliw z części odpadów.

- Było jednak kilka problemów - tłumaczy Henryk Ratajski z Wydziału Eksploatacji Urzędu Miasta. - Zakłady Szwajcarów pracują w Japonii i Kanadzie, a to zbyt daleko, żeby je obejrzeć. Oba rozwiązania pozwalały wykorzystać jedynie dziesięć procent wyprodukowanego paliwa.

Urzędnikom najbardziej przypadła do gustu propozycja Finów. Oczyszczone z metali, szkła i gruzu śmieci będą mielone i zgazowywane w specjalnym reaktorze. Wyprodukowany w ten sposób gaz będzie paliwem do kotłów grzewczych. Zakład oparty o tę technologię ma powstać obok ciepłowni przy ulicy Konstantynowskiej. Produkcja paliwa ze śmieci ruszy w 2004 r.

Co nam to da?

- Projekt rozwiązuje dwa problemy jednocześnie - przekonuje Henryk Ratajski. - Nie będzie potrzeby budowania nowego wysypiska śmieci i uzyskamy możliwość wyprodukowania taniego paliwa.

Aby ogrzać mieszkania pabianiczan, w ciepłowni przy ulicy Konstantynowskiej spala się rocznie 65.000 ton miału węglowego. Według wyliczeń urzędników, dzięki śmieciom miastu wystarczy tylko 20.000 ton miału.

Aby produkcja paliwa się opłacała do reaktora musi trafić 70.000 ton śmieci rocznie. Mieszkańcy Pabianic wytwarzają "tylko" połowę niezbędnej ilości odpadków.

- Będziemy się dogadywać z sąsiednimi gminami, może nawet z Łodzią - planuje Ratajski.

Kto za to zapłaci?

Budowa zakładu zgazowywania śmieci ma kosztować około 76 milionów złotych - tyle, ile wynosi roczny budżet miasta. Na takie wydatki nas nie stać.

- Zamierzamy powołać spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością z warszawską firmą Finesco - tłumaczy Henryk Ratajski. - Zajmie się ona zdobyciem pieniędzy na budowę.

Finesco to grupa kapitałowa w skład której wchodzą banki, firmy działające w przemyśle chemicznym i energetycznym oraz ochronie środowiska. Grupa istnieje od marca 2000 roku i do tej pory zrealizowała jedną poważną inwestycję. Założyła kamery na ulicach Lubartowa.

- To sztab fachowców, dzięki którym uzyskamy preferencyjne kredyty z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i banków - tłumaczy Ratajski.

Oprócz ratusza i Finesco w spółce znalazłyby się fińskie firmy, które dostarczą urządzenia potrzebne do budowy zakładu oraz zapewnią ich montaż. Większościowe udziały w spółce (51 procent) mieliby biznesmeni z Finesco. Spółka na czas spłaty kredytów (do 2014 r.) dostanie w dzierżawę ciepłownię przy Konstantynowskiej. Oznancza to, że będzie decydować o cenie ciepłych kaloryferów w naszych mieszkaniach. Musi zarobić na obsługę kredytu - do 6 mln zł rocznie.

Nie wszystko złoto...

Entuzjazmu urzędników nie podzielają ekolodzy z Pabianic.

- Dlaczego nikt nie mówi o zagrożeniach, jakie niesie ta inwestycja - zastanawia się Piotr Poleski z Klubu Ekologicznego Inaczej.

Zdaniem ekologów spalanie czy zgazowanie śmieci rzeczywiście zmniejsza ich ilość, ale to, co zostaje z tego procesu, jest groźniejsze od samych odpadków. Zawiera między innymi dioksyny - niebezpieczne dla zdrowia, silne trucizny. Urzędnicy wyliczyli, że rocznie zostanie około 4.000 ton odpadów.

- Na pewno będzie ich więcej - stanowczo twierdzi Agnieszka Barys, ekolog z klubu Inaczej. - Praktyka pokazuje, że musi ich być co najmniej dziesięć procent, czyli około siedmiu tysięcy ton.

- To filozofia końca rury - dodaje Piort Poleski. - Skupiamy się na likwidacji skutków zamiast uczyć, jak ograniczać ilość śmieci. A tego wymaga ustawa o ochronie środowiska.

Jestem przeciw

Projekt Zarządu Miasta budzi także wątpliwości niektórych radnych.

- To nieprzemyślana i źle przygotowana propozycja - uważa Zdzisław Smagalski, radny miejski.

Przeciwnicy projektu uważają, że oddanie ciepłowni w ręce spółki może odbić się na kieszeniach pabianiczan. Poza tym ulica Konstantynowska, którą będą jeździć olbrzymie śmieciarki jest zbyt wąska. Zarzucają też autorom projektu, że niedokładnie zbadali skład odpadków komunalnych z Pabianic. A to oznacza, że nie da się jasno określić, co będzie efektem spalania.

- Może się okazać, że ten zakład będzie jednym z naszych największych trucicieli - obawia się radny Smagalski.