- Gdyby faktycznie nasz pies rzucił się na dziecko, interwencja policji skończyłaby się co najmniej na mandacie, a nie na pouczeniu – podkreśla Marek Rózga.

Przypomnijmy: 30 grudnia ok. godz. 14.00 po ulicy Sejmowej razem z córką Sandrą i dwoma psami (terierem Koko i rottweilerem Odim) spacerowała Katarzyna Górczyńska. Nagle z bramy posesji wypadły dwa psy.

- Jeden z nich złapał Koko za kark i podniósł do góry. Sandra wpadła w panikę – opowiadała Życiu Pabianic 45-letnia pabianiczanka. - Nie namyślając się długo, spuściłam Odiego ze smyczy i wydałam komendę: „Bierz go!”.

Psy się pogryzły, ale na szczęście obyło się bez większych ran. Po tym zdarzeniu Górczyńska wezwała policję. Przybyli na miejsce funkcjonariusze nie ukarali właścicieli psa, który wybiegł z bramy, mandatem, a dali tylko pouczenie. Dlaczego?

- Zgłaszająca oświadczyła, że jej córka nie została ugryziona, była jedynie wystraszona - wyjaśnia nadkom. Joanna Szczęsna, rzecznik prasowy policji w Pabianicach. - Na podstawie art. 41 kodeksu wykroczeń wobec właścicielki posesji policjanci zastosowali pouczenie.

Państwo Rózgowie pokazali nam nagranie z monitoringu, na którym widać Odiego, biegającego luzem po Sejmowej.

- Rottweiler, należący przecież do psów uznawanych za agresywne, biegał po naszej ulicy wolno, a to niezgodne z uchwałą Rady Miejskiej nr XXXIX 522/17 z 20 kwietnia 2017 rozdział 6, punkt 2, która mówi, że takie psy należy wyprowadzać na smyczy oraz w kagańcu – wskazuje Marek Rózga.

Okazało się, że 4-letni już Odi został zgłoszony do tego rejestru dopiero po interwencji przedsiębiorcy, w pierwszej połowie stycznia.

- Do 7 stycznia właścicielka psa nie złożyła wniosku do prezydenta celem otrzymania zezwolenia na utrzymanie psa rasy uznanej za agresywną, a tym samym nie widniała w rejestrze prowadzonym przez prezydenta – odpowiada Marta Rajska z Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim.

Jak wskazuje przedsiębiorca, Górczyńska z psem spacerowała po Sejmowej wiele razy. Tutaj pabianiczanka spuszczała rottweilera ze smyczy, rzucała mu piłkę i go tresowała.

Mają do niej żal, bo uważają, że nieprawdziwie przedstawiła zdarzenie.

- Po interwencji policji właścicielka rottweilera podeszła do mnie, podała rękę i życzyła wszystkiego najlepszego w nowym roku, a – jak się później okazało – po powrocie do domu rozpętała aferę, angażując w to media – komentuje Agnieszka Szymczyk-Rózga.

Właściciele posesji zgodnie przyznają, że nie dopilnowali swoich czworonogów, ale podkreślają, że rottweiler, uznawany za psa rasy agresywnej, w ogóle nie powinien być w miejscu publicznym spuszczany ze smyczy i kagańca.

- Przymykaliśmy na to oko, bo sami kochamy psy, ale po tym zdarzeniu nie możemy już bagatelizować takich sytuacji – mówi pani Agnieszka. - Na Sejmowej mieści się dom dziecka. A co by się stało, gdyby rottweiler, nawet w zabawie, rzucił się na któregoś z podopiecznych tej placówki?

I, jak dopowiada, ulica Sejmowa od lat jest miejscem, gdzie właściciele psów wyprowadzają je na spacer. Zwierzaki są tam puszczane luzem, ale nigdy nie było z nimi problemu, a z sąsiadami przedsiębiorcy żyją w zgodzie.

Państwo Rózgowie sami są opiekunami dwóch psów, w tym jednego ze schroniska.

- Do naszych zwierzaków, przedstawionych przez właścicielkę rottweilera jako agresywne, przychodzą dzieci z domu dziecka, głaskają je – mówi Agnieszka Rózga.

Pabianiczanka jakiś czas temu rozmawiała z sąsiadem z ul. Konopnej, który też ma psa i wychodząc z nim na spacer, niejednokrotnie widząc właścicielkę Odiego, która spaceruje z nim bez kagańca, od razu uciekał na drugą stronę ulicy.

- Bał się, że ten zaatakuje jego pupila, bo nie raz próbował się wyrwać ze smyczy – mówi Agnieszka Rózga. - Nie ma się co dziwić, bo jak wspomina sama właścicielka rottweilera, od dnia, kiedy to inny pies próbował go zdominować, Odi nie jest już tak pokojowo nastawiony do samców. Pies tej kategorii, robiący wybiegi w publicznych miejscach, to bardzo nieodpowiedzialne zachowanie właścicielki, która całą sytuacją chciała tylko wypromować siebie i rasę psa.