- Te ptaki pasjonowały mnie od dzieciństwa - wyznaje Młynarczyk. - Pierwszego dostałem, gdy miałem siedem lat, wkrótce kolejne. Poświęcałem im cały swój czas. Nieraz dostawałem w skórę, bo lekcje leżały odłogiem. Teraz dzieciaki przesiadują przed komputerem, a ja miałem gołębie.

Dziś stadko z Hermanowa liczy 300 sztuk. Ściany mieszkania Młynarczyków zdobi 80 pucharów. To nagrody zdobyte w zawodach gołębi pocztowych.

Opiekować się ptakami pomaga żona Bogdana, Barbara. To ona trenuje juniorów. Co roku zasila gołębnik nowym pokoleniem dorastających mistrzów.

Gołębie Młynarczyków to liderzy. Od pięciu lat są niepokonane, wygrywają zawody okręgowe we wszystkich klasach. Fruwające w klasie A, mają do pokonania od 100 do 400 km, w klasie B - od 300 do 600 km, a w klasie C - powyżej 500 km. W zawodach hodowca nie może wystawić więcej niż 50 ptaków.

W tym roku gołębie z Hermanowa pokonały 720 km. Trasę z Minden w Niemczech do Pabianic przefrunęły w 8 godzin.

- Zimą odpoczywają. Prawie nie opuszczają gołębnika - wyjaśnia hodowca. - O tej porze roku padałyby łupem jastrzębi.

Ostry trening zaczyna się wiosną. Gołębie latają wtedy codziennie po 2 godziny rano i wieczorem. W soboty są wypuszczane na coraz dłuższe dystanse. Najpierw dla rozgrzewki latają po 100 km, później po 200, 400 i 800 km.

W sezonie mają 14 konkursowych lotów. W pierwszym startuje blisko 3.500 ptaków, w ostatnim około 700. Burze, deszcze, silne wiatry to główne powody, dla których wiele ptaków nie dolatuje do celu.

Podczas zawodów gołębie ścigają się ze sobą bez względu na pokrewieństwo. Żaden nie czeka. Bardzo rzadko zdarza się, że do gołębnika równocześnie dolatuje parka.

Młynarczykowie ze swymi gołębiami odwiedzili już Francję, Anglię, Portugalię. Za dwa lata planują pokazać się na wystawie w Belgii.

Kluczem do sukcesu są nie tylko treningi, ale i dieta.

- Nasze gołębie żywimy jak sportowców - wyznaje Młynarczyk. - W zależności od pory roku podajemy im inną karmę: lekkostrawną, czasami wysokoenergetyczną.

W corocznych zawodach fruwają niemal wszystkie ptaki. W domu zostaje jedynie kilka - reproduktorów.

- Latamy całym gołębnikiem - dodaje Młynarczyk. - Najmłodsze wystawiane do zawodów to kilkumiesięczne ptaki.

Młynarczykowie starają się nie oswajać gołębi na tyle, by jadły im z ręki.

- Chodzi głównie o bezpieczeństwo. Żeby nie dawały się złapać, kiedy odpoczywają na trasie - tłumaczy hodowca.

Gołębie przywiązują się i do gołębnika, i do właściciela.

- Nie ma specjalnych komend, na które przylatują. One reagują na mój głos - wyjaśnia hodowca. - Nie straszymy gołębi i nie poganiamy ich, żeby latały.

Hodowcy gołębi pocztowych uczą ptaki, by po powrocie z trasy natychmiast wchodziły do gołębników.

- Nie mogą przesiadywać na dachu, bo tracą cenny czas - mówi. - Przy wejściu do gołębnika jest ustawiony czytnik, który rejestruje godzinę przylotu zaobrączkowanego ptaka.

Bogdan i Barbara Młynarczykowie z wielkim sentymentem mówią o skrzydlatych podopiecznych. Najstarszy samiec dożył w gołębniku 19 lat. Miał żelazne zdrowie. Przez 11 lat ścigał się w zawodach. W ostatnich dwóch latach życia hodowca wnosił go do gołębnika. Ptak już nie miał siły latać.

Rekordziści i pupile Młynarczyków to 5-letni samczyk, który tylko w tym roku pokonał 5.154 konkursowych kilometrów, i samiczka, która w dwa lata "wykręciła" 9.500 km. Między jednym a drugim lotem wychowywały młode.