Obaj prowadzą ośrodki pomocy dla alkoholików i ubogich. Jeden ma do tego sztab dobrze opłacanych ludzi i górę pieniędzy od Urzędu Miejskiego. Drugi garstkę bezdomnych, których wyciągnął z bagna i głowę napakowaną pomysłami.



570.000 zł - tyle w zeszłym roku dostał Paweł Piechota, szef Miejskiego Centrum Pomocy Społecznej. Pieniądze pochodzą z korkowego, czyli opłat za sprzedaż alkoholu, jakie wnoszą właściciele sklepów, pubów i restauracji. Centrum powstało ponad rok temu, na gruzach zlikwidowanego Miejskiego Ośrodka Pomocy i Terapii Uzależnień. Dostało pałacyk przy ul. Partyzanckiej, gdzie kiedyś było przedszkole.

Przekształcenie MOPiTU w MCPS miało być sposobem na oszczędności. Tymczasem zeszłoroczny budżet był o prawie 50.000 zł większy niż wcześniej budżet MOPiTU.

- To dlatego, że stworzyliśmy dwa nowe ośrodki - tłumaczy Piechota. - Są to Ośrodek Edukacji i Klub Integracji Społecznej.

Czym zajmuje się Centrum?

- Pomagamy dzieciom z patologicznych rodzin, alkoholikom i narkomanom - wylicza Paweł Piechota. - W ramach Klubu Integracji Społecznej pomagamy bezrobotnym znaleźć pracę.

W pałacyku przy Partyzanckiej spędza popołudnia około 30 dzieciaków ze szkół podstawowych i gimnazjów. Odrabiają lekcje, grają w ping-ponga, uczą się śpiewać, tańczyć, mówić po angielsku i niemiecku.

- Codziennie dożywiamy dzieci kanapkami. Organizujemy też ferie i wakacje. Gdyby nie my, nie miałyby się gdzie podziać - opowiada Piechota.

Centrum prowadzi terapie dla alkoholików i narkomanów. Wysyła też pedagogów do szkół. Opowiadają oni uczniom o tym, jak groźne jest picie wódki lub branie narkotyków.

Piechota zatrudnia 16 osób. Kosztuje to prawie 431.000 zł rocznie. Tyle pochłaniają pensje, składki do ZUS-u, "trzynastki", wpłaty na fundusze pracownicze i socjalne.

Aż 12.000 zł rocznie dostają członkowie komisji do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych. To jedenastoosobowy twór, który decyduje, komu sprzedać koncesję na handel alkoholem, kogo skierować na odwyk. Członkowie komisji za jedno posiedzenie biorą 59 zł.

- Ale chcemy oszczędzać. Od zeszłego roku plenarne posiedzenia zwołujemy tylko raz w miesiącu - tłumaczy Piechota, który jest też szefem komisji.

Około 77.000 zł kosztował remont i wyposażenie pałacyku przy Partyzanckiej. 9.000 zł Paweł Piechota wydał w zeszłym roku na żywność dla spędzających tam popołudnia dzieciaków.



***
20.000 zł - tyle ma rocznie Marek Skrzymowski, szef Pabianickiego Centrum Pomocy Bliźniemu, na utrzymanie ośrodka dla bezdomnych przy ul. Granicznej. Pieniądze dają pensjonariusze ośrodka.

- Część z nich ma renty, część znalazła pracę. Płacą zależnie od dochodów. Maksymalna stawka to dwieście złotych - mówi Skrzymowski.

Skrzymowski i jego bezdomni karmią codziennie około 200 ubogich pabianiczan. Ponad setkę obiadów wydają na stołówce przy ul. Karniszewickiej. Otworzyli ją półtora roku temu.

- Pracują na nią wszyscy mieszkańcy ośrodka. Obiady gotujemy w kuchni przy Granicznej. Potem zawozimy je na stołówkę - wyjaśnia.

Od ponad miesiąca bezdomni rozdają gorące posiłki na parkingu przy SDH Trzy Korony. Kolejka ustawia się już godzinę wcześniej. Po talerz zupy, kanapki, gorącą herbatę i chleb stoi dzień w dzień ponad 80 osób.

Skąd mają pieniądze?

- Żebrzę - otwarcie mówi Skrzymowski. - Sporo daje nam Pamso, pabianickie supermarkety coś dorzucą.

Kopalnią dóbr jest Bank Żywnościowy. W zeszłym roku Skrzymowski "wychodził" u nich kilkanaście ton makaronu, ryżu, mleka w proszku.

- Było tego tak dużo, że nawet z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej się podzieliłem - opowiada.

Od Banku mógłby "wyrwać" dużo więcej, ale nie da rady zapłacić za składowanie produktów.

- Mogę dostać tyle żarcia, że codziennie przez rok karmiłbym do syta osiemset osób - mówi.

Skrzymowski poprosił o pomoc prezydenta Pabianic. Na magazynowanie żywności potrzebował około 300 zł miesięcznie. Ale usłyszał stary wyświechtany refren: "Nie mamy pieniędzy".

Zapytany, co by zrobił, gdyby dostał 600.000 zł, Skrzymowski odpowiada bez chwili wahania: "Cuda!"

- Marzy mi się otwarcie noclegowni oraz domu dla samotnych matek - dodaje po chwili. - Otworzyłbym jeszcze dwie stołówki dla ubogich. Na starym mieście i piaskach.

Pabianickie Centrum Pomocy Bliźniemu od dawna stara się o budynek po starej fabryce przy ul. Piotra Skargi. Bezskutecznie, bo urzędnicy wolą sprzedać mocno podniszczone mury.

Skrzymowski, tak jak Piechota, pomaga alkoholikom wyjść z nałogu. Tych, których wyciągnął, pokazuje w szkołach pabianickim uczniom. Ku przestrodze…


***
Część pieniędzy, jakie od Urzędu Miejskiego dostaje Centrum Pawła Piechoty, można dać pozarządowym organizacjom, które pomagają najuboższym i uzależnionym (oprócz Centrum Skrzymowskiego jest ich w Pabianicach kilka). Tego nie zabraniają przepisy. Ale poza sporadyczną pomocą: kilkoma tonami węgla zimą, czy autokarem na światową pielgrzymkę alkoholików, te organizacje nic od miasta nie dostają. Decyzję w tej sprawie podejmuje Jolanta Ubych, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i przełożona Pawła Piechoty.

- Mamy za mało pieniędzy - tłumaczy. - Sporą część zeszłorocznego budżetu pochłonął remont pałacyku przy Partyzanckiej.

Organizacje pozarządowe mogłyby też dostać resztę pieniędzy z korkowego (w zeszłym roku było to ponad 300.000 zł). Ale…

- Dostaje je Straż Miejska - mówi Wojciech Janczyk, rzecznik prezydenta Pabianic. - Strażnicy zajmują się kontrolą punktów sprzedaży alkoholu, patrolują okolice szkół w poszukiwaniu pijanej lub zamroczonej narkotykami młodzieży, współpracują z komisją do spraw przeciwdziałania alkoholizmowi. Dlatego należą im się te pieniądze.