W ubiegłym roku wygrał zawody wojewółdzkie.
 W kategorii szybowców i motoszybowców zwyciężył też podczas tegorocznych zawodów pucharowych rozegranych w Pabianicach.
- To fantastyczny sport – zapewnia. - Można przy nim oderwać się od codzienności, a przy odrobinie wyobraźni poczuć się jak pilot za sterami samolotu.
Hubert potrafi godzinami wpatrywać się w niebo i śledzić wzrokiem swoje szybowce. Od 3 lat jest członkiem pabianickiego klubu szybowcowego aeromodel.
A wszystko zaczęło się od wuja, który zaraził 12-letniego chłopca pasją do szybowców. Wtedy Hubert skleił swój pierwszy model, na którym uczył się potem latać. 
- To był model-trenerek do nauki pilotażu – opowiada. - Po prostu łatwo się nim sterowało.
Pierwszy model najlepiej złożyć samemu.
- Nawet jak nie wyjdzie pozna się jego budowę od podszewki i będzie się wiedziało dlaczego on lata – mówi Hubert.
Na 18. urodziny dostał pierwszy nadajnik do sterowania szybowcami. Od tego czasu spędzał 2-3 godziny cztery razy w tygodniu na łąkach. Trenował szybowanie.
- Teraz nie mam już tyle czasu – dodaje. - Musi wystarczyć mi trening raz w tygodniu.
Początki nie były łatwe.
- Doszczętnie rozbiłem dwa modele – opowiada. - Potem miałem już tylko kilka drobnych wypadków. Samemu lepiej nie zaczynać latać. Warto trenować pod okiem kogoś z doświadczeniem.
To kosztowne hobby. Żeby zacząć latać trzeba mieć na początek od 400 do 1000 zł. To starczy na złożenie modela. Im szybowiec jest szybszy, lżejszy tym droższy. Kolejny wydatek to aparatura do sterowania, ceny tych drogich dochodzą nawet do 12 tys. zł.
Klasa i wyniki zawodnika zależą jednak nie tylko od tego czym lata, ale ile lata.
- Trening czyni mistrza – mówi Hubert. - Trzeba wiele godzin spędzić w powietrzu.
Żeby szybowiec wzniósł się w powietrze należy go „wystrzelić”. Robi się to przy pomocy naciągniętej 30 metrowej gumy i 120 metrach żyłki. Szybowce wznoszą się na wysokość około 70 metrów.
- Potem już tylko szukam kominów termicznych – opowiada Hubert. - Czyli prądów powietrza, które porwą szybowiec do góry.
Na zawodach oceniany jest czas lotu i celność lądowania. Najwięcej punktów otrzyma zawodnik, który wyląduje najbliżej środka w wyznaczonym 10 metrowym okręgu.
- Lądowanie to najtrudniejszy moment – mówi Hubert. - Wtedy najłatwiej o rozbicie samolotu. Trzeba właściwie ocenić siłę wiatru.
Żeby „bawić się” z powodzeniem w ten sport trzeba poznać zasady aerodynamiki, budowę modeli, znać się na pogodzie.
- Podstawy tej wiedzy przekazał mi wuj – dodaje. – Uczyłem się też sam z książek. Teraz jest internet, gdzie można znaleźć praktycznie wszystkie wiadomości.
W zawodach Hubert zaczął startować w ubiegłym roku. I już zakończył sezon sukcesem. Zdobył puchar województwa łódzkiego w klasie szybowców.
W tym roku pierwszy sukces to zwycięstwo w pucharowych zawodach, które odbyły się w Pabianicach na polach Jutrzkowickich. Zwyciężył w klasie szybowców i motoszybowców.
- To był mój pierwszy występ w klasie motoszybowców – opowiada.
Motoszybowiec ma silnik, który wynosi go na koło 300 metrów w ciągu maksymalnie 2 minut. Potem silnik jest wyłączany i model unosi się na wietrze. Na zawodach motoszybowiec musi latać 8 minut i celnie wylądować. Jeżeli ten czas zostanie przekroczony zawodnik straci punkty za lądowanie. W powietrzu musi wykonać figury – kwadrat, ósemkę poziomą, pętlę.
Szybowce nie wykonują żadnych akrobacji, muszą jedynie utrzymać się w powietrzu 5 minut i celnie wylądować.
- Ja wolę szybowce – mówi Hubert. - Sterowanie nimi wymaga dużych umiejętności i w razie trudności czy kłopotów z wiatrem trzeba się napracować, żeby szybowiec wyładował. Trzeba walczyć do końca.