Podczas wakacji 19-letni Klemba sprzedaje i sprawdza bilety w zabytkowym tramwaju łódzkiej linii "0". Skład ma dwa wagony, które pochodzą z początku lat sześćdziesiątych.

- Wszystko zaczęło się we wczesnym dzieciństwie - wspomina Szymon. - Miłością do szyn zaraził mnie tata.

Ojciec Klemby pracował na kolei. Nie jeździł "stalowymi gigantami", ale często opowiadał o nich w domu.

- Zawsze uwielbiałem przysłuchiwać się tym opowieściom - wyjaśnia.

Z tej miłości do pojazdów szynowych Klemba zapisał się do Klubu Miłośników Starych Tramwajów. To było trzy lata temu. Teraz w niedziele zamiast leniuchować, melduje się na łódzkiej zajezdni tramwajowej. Robi "po mieście" dwa pełne kursy, sprzedając bilety w jednym z wagonów "zerówki".

- Właściwie to wyszło trochę przez przypadek - uśmiecha się. - Ale bycie konduktorem w zabytku mi się spodobało. Jak to się mówi: złapałem bakcyla. Niestety, zabytkowy tramwaj kursuje tylko po Łodzi. A szkoda, mógłby taki też jeździć czasami po Pabianicach.

"Zabytek" sunie po szynach od czerwca do września. Choć kursuje tylko w niedziele i święta, zawsze jest pełny. Nie brakuje w Łodzi chętnych do sentymentalnej przejażdżki trzęsącym na zakrętach tramwajem.

- Ludzie reagują na nas bardzo sympatycznie. Starsi cieszą się, że mogą przejechać się po Łodzi, jak za czasów ich młodości. A dzieciakom taka przejażdżka starym tramwajem sprawia dużą frajdę - opowiada Klemba, sprzedając bilety pierwszym pasażerom, którzy tłoczą się na przystanku przy parku Dąbrowskiego.

Za chwilę tramwaj ruszy w swoją zwykłą trasę. Pojedzie Piotrkowską aż do placu Wolności. Potem minie zoo i dojedzie do zajezdni na Zdrowiu.

- To niezła wycieczka - przyznaje młody konduktor. - W jedną stronę jedziemy godzinę.

Na przejażdżki po Łodzi turystycznym tramwajem jest wielu chętnych. Najlepiej szybko usiąść, bo "zabytek" trzęsie na zakrętach. Trzeba patrzeć też pod nogi, bo podłoga w linii "0" nie jest równa. Zrobiona jest jak dawniej z deseczek, pomiędzy którymi prześwitują spore szpary. Dla tych, którzy stracą równowagę, są wiszące pod sufitem skórzane rączki. Można się za nie przytrzymać.

- Ruszać nie wolno tylko biegnącej u góry czerwonej linki - ostrzega Klemba. - Pociągając ją, daję znaki do kabiny motorniczego.

Za linkę konduktor szarpie tylko raz - na odjazd. Jeśli szarpnie trzy razy - motorniczy wie, że sytuacja jest wyjątkowa i trzeba się zatrzymać.

- Najczęściej kiedy odjeżdżamy z przystanku, wbiega jakiś spóźniony pasażer. Wtedy szarpię trzy razy. Zawsze zatrzymujemy się i zabieramy go do środka - tłumaczy.


***
Oba wagony składu pochodzą z początku sześćdziesiątych lat XX wieku. Jeździły po mieście aż 23 lata. Ostatni raz na trasę wyjechały 17 kwietnia 1983 r. Potem na siedem lat zjechały do zajezdni.

Odrestaurowano je jako wagony historyczne. Jeżdżą teraz po Łodzi jako linia turystyczna "0" w każdą niedzielę od 27 czerwca do 26 września. Tramwaj robi po dwa pełne kursy - od zajezdni Dąbrowskiego na Zdrowie i z powrotem. Żeby się nim przejechać i sprawdzić, jak kiedyś podróżowało się tramwajem, wystarczy kupić u konduktora pamiątkowy bilet. Normalny kosztuje 2 zł, ulgowy złotówkę. Na trasie nie obowiązuje taryfa czasowa.