ad
Sala USC przy ulicy św. Jana 4 nie jest miejscem ani uroczym, ani reprezentacyjnym. Straszy brudną podłogą, wytartymi dywanami, odklejającymi się tapetami i obskurnymi żarówkami pod sufitem. W takiej scenerii wstyd brać ślub. O wiele przyjemniej byłoby ślubować sobie miłość w wyremontowanym Zamku nad Dobrzynką. Ale dyrektorka Muzeum - Urszula Jaros, i kierowniczka USC - Maria Klonowska mnożą przeszkody, by do tego nie dopuścić.
- Od pani Jaros usłyszałem, że podczas ślubów wytrze się cegła w posadzce… Gratuluję pomysłu – denerwuje się prezydent Zbigniew Dychto. – Z kolei pani Klonowska narzeka, że musiałaby chodzić na Zamek, by tam udzielać ślubów. Mam już serdecznie dość takich argumentów. Jeśli się nie da rozumnie dogadać, to bedą nakazy.
Ślubów można by udzielać na parterze Zamku, gdzie są trzy sale. Obok jest duża szatnia. Toalety są w podziemiach. Zabytkowym polichromiom w sali kominkowej na pierwszym piętrze nic więc nie grozi. Ale urzędniczki stawiają opór.
- Wymyślają, że a to straż pożarna się nie zgodzi, a to insygnia władz miasta trzeba nosić z USC na Zamek – mówi Dychto. - Ja mogę dać swoje insygnia, by były pod ręką na Zamku.
Poirytowany jest także Grzegorz Mackiewicz - przewodniczący Rady Miejskiej.
- Od czerwca wszystkie śluby powinny być udzielane na Zamku. Taka jest wola radnych – mówi. - W USC musimy zrobić gruntowny remont. Sala ślubów przyda się na sesje Rady Miejskiej. Czy to się urzędniczkom podoba, czy nie, pabianiczanie mają prawo korzystać z Zamku.
Prezydent Dychto już stracił cierpliwość.
- Jakoś nie zauważyłem, by na Zamku urządzono choćby okolicznościową wystawę z okazji Święta Flagi czy Konstytucji 3 Maja – jest oburzony. - W tej sprawie wezwałem panią dyrektor Muzeum. Nie zmuszam nikogo, by ze mną pracował. Można odejść. Droga wolna.